Kierowałem się właśnie w stronę kościoła, w którym miał odbyć się ślub Oli oraz Michała. Gdy z Zosią dotarliśmy pod wskazany adres oraz znaleźliśmy miejsce, aby zostawić nasze "cztery kółka", pokierowałem się do drzwi pasażera i pomogłem mojej partnerce wysiąść. Kiedy ona tylko to zrobiła złączyłem nasze ręce i pokierowaliśmy się w miejsce, gdzie już większa cześć gości oczekiwała na pojawienie się najważniejszych dzisiaj ludzi. Przytuliłem Zosię i szepnąłem jej do ucha:
- Już niedługo to na nas wszyscy będą czekać - po czym przygryzłem płatek jej ucha. Ta zachichotała tylko i pociągnęła mnie w stronę kościoła, w którym wszyscy szukali odpowiednich miejsc.
5 godzin później:
Tańczyliśmy właśnie z Zosią na parkiecie już 6 piosenkę z rzędu. Nie ukrywam powoli zaczynało brakować mi siły, jednak moja partnerka najwyraźniej dopiero się rozkręca. Na szczęście po chwili na salę wjechał tort i wróciliśmy na swoje miejsca. Dziwiło mnie jednak to, iż Michał wygląda na takiego przygaszonego, ale uspokajałem siebie myślą, że Ola wymęczyła go na parkiecie. Jednak to co stało się w chwili, gdy kroili tort przeszło moje oczekiwania. Michał bezwładnie osunął się na ziemię. Po chwilo kiedy dotarło do mnie, co się dzieję, odezwałem się do Zosi:
- Kochanie, zajmij się Olą, uspokój ją, zabierz jak najdalej. Ja wszystkim się zajmę.
Na szczęście Zosia z moją prośbą poradziła sobie doskonale. Widziałem kątem oka, że w tym zadaniu pomogła jej Emilka, ponieważ Olka długo nie chciała zostawić męża samego. Ja jednak wiedziałem, że Michał ma chore serce i prawdopodobnie będzie trzeba go reanimować. Bałem się, że Ola może nie dać rady być spokojna i może poronić.
Sprawdziłem oddech mężczyzny, ale nic nie wyczułem. Szybko przystąpiłem do reanimacji. Kiedy chodzi o życie człowieka, nic innego się dla mnie nie liczy. Reanimowałem go już kilka długich minut i powoli zaczynałem tracić siły, ale nie poddawałem się. Kolejne minuty strasznie mi się dłużyły, jednak w końcu przyjechało pogotowie. Ratownicy przejęli Michała z moich rąk. Przyglądałem się wszystkim zabiegom, które na nim wykonywali. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Rozejrzałem się po sali. W kącie dostrzegłem zapłakaną Olę, przytulającą Marka. Obok nich stała Zosia i Emilka.
Wzrokiem wróciłem do ratowników. Odkładali sprzęt. Jeden z nich odwrócił się do mnie i pokręcił głową.
- Przykro mi - powiedział.
Zasłoniłem twarz dłońmi. To już koniec. Michał odszedł z tego świata. Nie chcę nawet sobie wyobrażać tego, co teraz czuje Ola, czy też Marek.
Czarny jak smoła worek otulił ciało pana młodego. Za plecami usłyszałem przeraźliwy krzyk Oli. Kątem oka widziałem jak próbuje wyrwać się Emilce i przybiec tu jak najprędzej. Marek siedział pod ścianą ze spuszczoną głową, a twarz ukrywał w dłoniach. To był naprawdę przykry widok...