poniedziałek, 21 sierpnia 2017

8 III

*Jacek*
Kierowałem się właśnie w stronę kościoła, w którym miał odbyć się ślub Oli oraz Michała. Gdy z Zosią dotarliśmy pod wskazany adres oraz znaleźliśmy miejsce, aby zostawić nasze "cztery kółka", pokierowałem się do drzwi pasażera i pomogłem mojej partnerce wysiąść. Kiedy ona tylko to zrobiła złączyłem nasze ręce i pokierowaliśmy się w miejsce, gdzie już większa cześć gości oczekiwała na pojawienie się najważniejszych dzisiaj ludzi. Przytuliłem Zosię i szepnąłem jej do ucha:
- Już niedługo to na nas wszyscy będą czekać - po czym przygryzłem płatek jej ucha. Ta zachichotała tylko i pociągnęła mnie w stronę kościoła, w którym wszyscy szukali odpowiednich miejsc.

5 godzin później:
Tańczyliśmy właśnie z Zosią na parkiecie już 6 piosenkę z rzędu. Nie ukrywam powoli zaczynało brakować mi siły, jednak moja partnerka najwyraźniej dopiero się rozkręca. Na szczęście po chwili na salę wjechał tort i wróciliśmy na swoje miejsca. Dziwiło mnie jednak to, iż Michał wygląda na takiego przygaszonego, ale uspokajałem siebie myślą, że Ola wymęczyła go na parkiecie. Jednak to co stało się w chwili, gdy kroili tort przeszło moje oczekiwania. Michał bezwładnie osunął się na ziemię. Po chwilo kiedy dotarło do mnie, co się dzieję, odezwałem się do Zosi:
- Kochanie, zajmij się Olą, uspokój ją, zabierz jak najdalej. Ja wszystkim się zajmę.
Na szczęście Zosia z moją prośbą poradziła sobie doskonale. Widziałem kątem oka, że w tym zadaniu pomogła jej Emilka, ponieważ Olka długo nie chciała zostawić męża samego. Ja jednak wiedziałem, że Michał ma chore serce i prawdopodobnie będzie trzeba go reanimować. Bałem się, że Ola może nie dać rady być spokojna i może poronić.
Sprawdziłem oddech mężczyzny, ale nic nie wyczułem. Szybko przystąpiłem do reanimacji. Kiedy chodzi o życie człowieka, nic innego się dla mnie nie liczy. Reanimowałem go już kilka długich minut i powoli zaczynałem tracić siły, ale nie poddawałem się. Kolejne minuty strasznie mi się dłużyły, jednak w końcu przyjechało pogotowie. Ratownicy przejęli Michała z moich rąk. Przyglądałem się wszystkim zabiegom, które na nim wykonywali. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Rozejrzałem się po sali. W kącie dostrzegłem zapłakaną Olę, przytulającą Marka. Obok nich stała Zosia i Emilka.
Wzrokiem wróciłem do ratowników. Odkładali sprzęt. Jeden z nich odwrócił się do mnie i pokręcił głową.
- Przykro mi - powiedział.
Zasłoniłem twarz dłońmi. To już koniec. Michał odszedł z tego świata. Nie chcę nawet sobie wyobrażać tego, co teraz czuje Ola, czy też Marek.
Czarny jak smoła worek otulił ciało pana młodego. Za plecami usłyszałem przeraźliwy krzyk Oli. Kątem oka widziałem jak próbuje wyrwać się Emilce i przybiec tu jak najprędzej. Marek siedział pod ścianą ze spuszczoną głową, a twarz ukrywał w dłoniach. To był naprawdę przykry widok...


środa, 9 sierpnia 2017

7 III

Trzy tygodnie później
*Ola*
Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, który z pewnością do końca życia utknie mi w pamięci. To właśnie dziś zostanę żoną Michała! Dziś spełnię jedno ze swoich marzeń.
Ślub miał odbyć się o godzinie piętnastej. Było coś koło 12, kiedy fryzjerka kończyła moją fryzurę, a kosmetyczka zaczynała robić makijaż. Obok mnie siedziała moja druhna - Emilka.
- Denerwujesz się? - zapytała.
- Nie... na razie nie - odparłam. - A ty, denerwowałaś się przed swoim ślubem?
- Strasznie - uśmiechnęła się. - Ale wiedziałam, że wszystko będzie dobrze i nikt ani nic nie zepsuje nam tego dnia.
Czekałam na ten dzień całe życie, więc jestem gotowa. Wiem, że Michał jest odpowiednim facetem. Jest tym jedynym. Kocham go nad życie i chyba dlatego nie odczuwa zbytnio stresu - wręcz przeciwnie! Nie mogę się już doczekać tej minuty, w której powiemy sobie "tak".
Gdy na zegarze wybiła piętnasta, zaczęła się nasza bajka. Szłam środkiem kościoła w pięknej białej sukni, a przy ołtarzu stał mój ukochany. W garniturze wyglądał tak seksownie! Słodki uśmiech ani na chwilę nie znikał z jego twarzy. Kiedy doszłam do ołtarza, Michał wziął mnie za rękę, po czym delikatnie pocałował mój policzek. Stanęliśmy naprzeciwko kapłana i tak zaczęła się ceremonia.
Po długich obrzędach nadszedł czas wypowiedzenia małżeńskiej przysięgi. Kiedy z jego ust padły słowa "i że cię nie opuszczę aż do śmierci" poczułam coś dziwnego, ale przyjemnego. Było to coś, jak przekonanie, że jego słowa są prawdziwe. Jakby nasze całe życie było już zaplanowane i nie było by w nim dnia, w którym nie bylibyśmy razem. Przez chwilę zaczęłam sobie wyobrażać naszą przeszłość: duży dom z ogrodem, gdzie biegają nasze dzieci...
Po mszy udaliśmy się do restauracji, w której wynajęliśmy salę, gdzie miała trwać ZABAWA DO SAMEGO RANA! Sala była cudowna, a fioletowe dodatki idealnie pasowały do mojego bukietu, w którym również znalazły się fioletowe kwiaty.



Goście byli wyraźnie zachwyceni i każdy z przyjemnością ruszył do zabawy. Tańczyliśmy cały długi wieczór, a równo o północy odbyła się zabawa zwana oczepinami. Welon złapała Emilka, co spowodowało dużo śmiechu, gdyż ta zabawa miała "przewidzieć", na czyim weselu będziemy się niedługo bawić, a Emilka całkiem niedawno brała ślub z Krzyśkiem. Kiedy Michał rzucił swoją muszkę, wpadła ona prosto w ręce Jacka. Chyba nie powinno być w tym nic dziwnego, ale w jakimś stopniu mnie to zaskoczyło.
Około drugiej w nocy kelnerzy wnieśli na salę duży tort. Wzięliśmy do rąk nóż i wspólnie ukroiliśmy pierwszy kawałek, który wspólnie mieliśmy zjeść. Trzymając talerzyk, stanęłam naprzeciwko Michała i patrzyłam na niego, a on na mnie. Wyglądał na wesołego, ale również zmęczonego, co mnie trochę zaniepokoiło. Uśmiechnął się słodko i zrobił się jeszcze bardziej blady niż zwykle. Zaraz potem padł na ziemię. Szybko kucnęłam obok niego.
- Michał! Co się dzieje! - krzyczałam. - Słyszysz mnie? Wezwijcie pogotowie!!! Michał, kochanie...

***
Od ostatniego rozdziału minął już miesiąc :O 
Przepraszamy za tak długą nieobecność, 
postaramy się dodawać następne posty w miarę regularnie. 
Zapraszamy do komentowania, bo to nas bardzo motywuje. :)