*Jacek*
Wczoraj z rana Ola postanowiła wrócić do swojego mieszkania. Zabrała rzeczy, po czym wyszła. Wieczorem dzwoniłem do niej, lecz nie odbierała. Martwiłem się o nią i swoimi obawami podzieliłem się z Zosią. Ustaliliśmy, że pojadę do niej, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Tak więc po około czterdziestu minutach drogi, dotarłem na miejsce. Zaparkowałem auto pod blokiem, a następnie udałem się do środka. Nacisnąłem biały przycisk dzwonka do drzwi. Cisza. Powtórzyłem czynność, ale nadal nikt nie otwierał. Położyłem dłoń na klamce i pociągnąłem ją w dół. Drzwi były otwarte. Dziwne... Powoli i ostrożnie wszedłem do środka. Od razu zauważyłem porozrzucane rzeczy i pootwierane szafki. Jakby ktoś czegoś tu szukał. Pomyślałem, że ktoś się tu włamał i co gorsze zrobił coś Oli. Może nawet ją porwał?
Nie, jednak nie. Ola leżała w salonie na kanapie. W ubraniu, okryta brązowym, miękkim kocem. Kucnąłem obok i delikatnie pogłaskałem ją po głowie. Ona powoli obróciła się, a moim oczom ukazały się czerwone, spuchnięte od płaczu oczy.
- Ola? Co się stał? Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku - odrzekła.
- Jak to? Co tu się stało? Ktoś się włamał? - zapytałem, jednak ona tylko przecząco pokręciła głową. - Więc o c chodzi? Wczoraj wyglądałaś zupełnie inaczej. Mówiłaś, że musisz zająć się Markiem, że cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.
- Widocznie się myliłam.
- Nie... Wcale się nie myliłaś. Gdzie on teraz jest?
- Jest ze swoją matką. Zabrała mi go rozumiesz? Zabrała i wywiozła do Ameryki.
- Jak to? Kiedy?
- Wczoraj spakowali wszystkie rzeczy. O szóstej mieli samolot - spojrzałem na zegarek: 7:53. Już dawno polecieli.
Po policzku Oli spłynęła łza. Potem druga, trzecia. Potem kolejna i kolejna... Objąłem ją i mocno do siebie przytuliłem. Było mi jej żal. Najpierw straciła męża, a teraz Marka. Dlaczego życie jest dla niej takie okrutne? W głowie szukałem słów pocieszenia, ale wszystkie były banalne. Jakim argumentem miałem ją uspokoić i przekonać, że ma jeszcze po co żyć?
Siedzieliśmy tak kilka długich minut. Głowa Oli spoczywała na mojej klatce piersiowej. Powoli zaczęła się uspokajać, słuchając bicia mojego serca.
- Jak to? Kiedy?
- Wczoraj spakowali wszystkie rzeczy. O szóstej mieli samolot - spojrzałem na zegarek: 7:53. Już dawno polecieli.
Po policzku Oli spłynęła łza. Potem druga, trzecia. Potem kolejna i kolejna... Objąłem ją i mocno do siebie przytuliłem. Było mi jej żal. Najpierw straciła męża, a teraz Marka. Dlaczego życie jest dla niej takie okrutne? W głowie szukałem słów pocieszenia, ale wszystkie były banalne. Jakim argumentem miałem ją uspokoić i przekonać, że ma jeszcze po co żyć?
Siedzieliśmy tak kilka długich minut. Głowa Oli spoczywała na mojej klatce piersiowej. Powoli zaczęła się uspokajać, słuchając bicia mojego serca.
***
Witajcie Kochani!
Po dość długiej nieobecności wracamy do Was z nowym rozdziałem.
Rozdział krótki, ale niestety przez szkołę i obowiązki nie mamy zbyt wiele czasu
na pisanie :(
Następny rozdział pojawi się w najbliższym możliwym czasie.
Mamy nadzieję, że nas zrozumiecie i będziecie wytrwale czekać na next :D
Zachęcamy do komentowania!
Pozdrawiamy <3
10 kom= opowiadanie szybciej
Witajcie Kochani!
Po dość długiej nieobecności wracamy do Was z nowym rozdziałem.
Rozdział krótki, ale niestety przez szkołę i obowiązki nie mamy zbyt wiele czasu
na pisanie :(
Następny rozdział pojawi się w najbliższym możliwym czasie.
Mamy nadzieję, że nas zrozumiecie i będziecie wytrwale czekać na next :D
Zachęcamy do komentowania!
Pozdrawiamy <3
10 kom= opowiadanie szybciej