wtorek, 26 grudnia 2017

Miniaturka Bożenarodzeniowa

Jejku to już drugie święta spędzone tutaj z Wami! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że dzięki pomocy Molly udało mi się wrócić na bloga i nie został on zawieszony.
A teraz czas na to co wszyscy czekają. Nie, nie na pierwszą gwiazdkę... na miniaturkę <3
-------------------------------------------------------------
*Jacek*
Pewnego dnia spacerowałem ulicami słonecznego Wrocławia zajadając kebaba... oczywiście wegetariańskiego bo jak by inaczej! Od 2 lat jestem wege. Odkąd przez wakacje pracowałem w sklepie mięsnym i widziałem, ile ludzi jada to mięso i co się z nim robi, aby wyglądało na świeże kilka dni dłużej, jakoś tak wyszło, że przestałem jeść mięso. Z czasem przyszły problemy zdrowotne, ale kto by się przejmował.
Ale wracając do teraźniejszości... Przełykając ostatni kawałek wege kebaba, ujrzałem kartkę na słupie o treści " Grupa AW (Anonimowi Wegetarianie) zaczyna swoją działalność! Masz dosyć jedzenia samych sałatek i imitacji mięsa tylko dlatego, aby znowu nie odwiedzić szpitala? Chcesz coś ze sobą zrobić, ale nie wiesz do końca jak? Chcesz w końcu zacząć żyć? Tak?!? W takim razie widzimy się już w czwartek w centrum kultury i bionauki. Zadzwoń i zapisz się już dziś! Telefon: xxx xxx xxx "
Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem. Po chwili już byłem umówiony na pierwsze spotkanie. Cieszyłem się, ponieważ mimo iż odżywiam się zdrowo, czegoś mi brakuje. Co prawie dwa miesiące robię badania krwi, ponieważ mam niedobór żelaza, białych krwinek oraz często mdleję. Lekarz kazał mi odstawić moją "warzywną dietę", ale ja nie potrafię. Ostatnio nawet wybrałem się, aby zakupić coś do jedzenia - jakąś pierś z kurczaka czy kiełbasę, jednak gdy tylko wszedłem do sklepu i dostał się do mnie zapach mięsa, wybiegłem ze sklepu aż się kurzyło. Dlaczego tak się dzieję? Nie wiem! Ale wiem, że z pomocą AW dam radę pozbyć się tego paskudztwa.

2 dni później:
- Witam na pierwszym tegorocznym spotkaniu grupy AW. Cieszę się że podjęliście decyzje o wyjściu z tej przypadłości. Wiem, że wielu z was ma problemy z wieloma chorobami....
Po kolejnych dwóch godzinach wyszedłem z tego pomieszczenia pełnego wariatów. Owszem wiem, że również nim jestem, ale jakoś nie specjalnie wierzę, że to się zmieni. Co było na spotkaniu? Nie wiem, nie słuchałem. Byłem ciągle wpatrzony w wysoką, szczupłą brunetkę siedzącą na przeciwko mnie i dającą przykład, że wyszła z wegetarianizmu. Była śliczna! Jej przepiękne błękitne jak morze czy ocean oczy spoglądały na mnie od czasu do czasu, gdy opowiadała jak to dwa lata temu prawie otarła się o śmierć, gdyż jej poziom witaminy A spadł do krytycznego poziomu. Opowiadała, przez co przeszła, a było tego sporo. Gdy tylko wyszedłem z budynku AW pokierowałem się na przystanek. Pech chciał, że zasłabłem, upadłem, uderzając głową o ławkę.

*Szpital*
- Hallo, haloo Panie Jacku! - usłyszałem głos jakiegoś człowieka. Powoli otworzyłem oczy, lecz natychmiast je zamknąłem, zostając oślepiony światłem. Nie wiedziałem, jak się tutaj znalazłem, ale wiem, że na pewno nie jestem w swoim mieszkaniu ani na przystanku. Wiedziałem jedynie, że strasznie boli mnie głowa. Natychmiast się za nią złapałem wyczuwając materiał na mojej głowie.
- Spokojnie, zaraz podamy Panu jakieś leki przeciwbólowe. Niestety głowa będzie bolała jeszcze jakiś czas.
- Co się stało?-zapytałem, ponieważ nie wiedziałem albo nie pamiętałem, sam już nie wiem, co się wydarzyło.
- Miał pan wypadek. Trochę to z pana winy. Przyjechał pan do nas z raną na głowie, po zrobieniu tomografii okazało się że ma pan krwiaka. Jednak to nie wszystko... Gdyby pan do nas nie przyjechał mogło by się to strasznie skończyć, bo żelazo w organizmie jest na krytycznym poziomie.
- Rozumiem... - patrzyłem na lekarza.

Po kilku chwilach ból odrobinę stawał się mniejszy. Postanowiłem zawiadomić AW, że nie będzie mnie na kilku spotkaniach z powodu niedyspozycji. Członkowie grupy dopytywali, co takiego się stało, więc zmuszony byłem opowiedzieć im swoją przygodę. Wspólnie stwierdzili, że nie mogę być teraz sam i ktoś z nich przyjdzie mnie odwiedzić.
Minęły może dwie godziny. Leżałem na szpitalnym łóżku i próbowałem zasnąć, gdy do sali weszła wysoka brunetka. Tak! Właśnie ta, na którą gapiłem się przez całe zebranie AW.
- Cześć - uśmiechnęła się uprzejmie. - Jak się czujesz?
- Nie najgorzej - odwzajemniłem uśmiech.
- Nie wiem, czy mnie pamiętasz... Mam na imię Ola.
- Jacek... - podałem jej rękę. Gdy trzymałem jej drobną rękę kiedy do pomieszczenia weszła starsza pani w białym kitlu. "No tak akurat teraz! Świetnie!"
- Ooo widzę, że Pana Jacka w końcu ktoś odwiedził, tyle razy się panem zajmowałam, a nigdy nie spotkałam kogoś obok łóżka - spojrzałem ukradkiem na Olę. Była cała czerwona, ale muszę powiedzieć. że rumieńce dodają jej uroku. Zresztą cała jest śliczna.
- Także, Panie Jacku, może Pan wyjść już ze szpitala, lecz proszę się odżywiać tak jak kazaliśmy już wiele wizyt temu. Wiem, że to nie jest proste , jednak proszę spróbować. Dla zdrowia warto! Przepiszę jeszcze kilka recept i mam nadzieję, że szybko się nie zobaczymy. - Gdy wychodziła, spojrzała jeszcze na Olę, która całą tą rozmowę milczała, po czym zamknęła za sobą szczelnie drzwi.

*Mieszkanie Jacka* *3 godziny później*
- Olu, ale nie musiałaś tutaj ze mną przychodzić, zakupy też mógł bym sam zrobić - powiedziałem. zabierając od niej siatki i niosąc je do przestronnej kuchni.
- Powiedziałam przecież. że chętnie je zrobię i Ci pomogę! Musisz odpoczywać, a teraz idź usiądź na kanapę. Ja zrobię posiłek - wygoniła mnie z kuchni , a sama natychmiast zabrała się za robienie tego, co postanowiła. Nie miałem wyjścia musiałem się usunąć z jej drogi.
- Ola..., na pewno wszystko w porządku? Czuję ,że pachnie, ale coś długo tam siedzisz - krzyczę zaniepokojony tym, że przez 45 minutach ani na chwilę nie zobaczyłem Oli.
- Tak, tak! Już nakładam - słyszę jej głos, a potem widzę, jak wchodzi z dwoma talerzami. Spoglądam na nie i mało co nie wybiegam do łazienki. Na obiad przyrządziła mi zapiekaną kiełbasę z ziemniakami i surówką. Kiełbasę! Rozumiecie?!?
Z talerza wybrałem surówkę oraz ziemniaki, zaś kiełbasę nie zaszczyciłem nawet ukradkowym spojrzeniem, tak samo jak Olę. Wiedziała, że na sam widok kiełbasy mam mdłości, a jednak przygotowała ją!
- JACEK! To tylko kiełbasa no już otwieraj usta! Dalej, dalej! Nie będę czekała! - spoglądam na Olę, a ona stoi nade mną z kiełbasą na widelcu i wymachuje nią przed moim nosem. Niestety udaje jej się mnie przechytrzyć i jakiś cudem ten posiłek ląduje w mojej jamie ustnej. Jestem dżentelmenem, więc nie wypada mi tego wypluć. Z trudem przełykam kawałek mięsa...

*2 lata później* *Ola*
Idę właśnie na spotkanie z Jackiem. Mamy randkę! Tak! Jesteśmy z jackiem razem! Od kiedy Jacek zaczął z moją pomocą jeść mięso, czuje się o wiele lepiej. Już nie ma problemów z sercem i niedoborami witamin.
Wchodząc do restauracji rozglądam się za moim chłopakiem, a gdy w końcu go zauważam, podbiegłam i witam gorącym pocałunkiem. Po zamówieniu posiłków i skonsumowaniu ich, kelner przyniósł mi niewielki czerwony torcik w kształcie serca z którego wystawał pierścionek.
Jacek po chwili uklęknął na jedno kolano i zaczął swoją piękną przemowę...

*Jacek*
- Olu, wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. Nigdy nie kochałem tak mocno nikogo jak teraz kocham Ciebie. Dlatego też chcę wziąć z tobą ślub, wychować dzieci i zestarzeć się. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i wyjdziesz za mnie? - czekałem na odpowiedz Oli. Spodziewałem się, że od razu odpowie "tak", jednak tak się nie stało... Zastanawia się... Nadal się zastanawia. Nie wiem, ile czasu już minęło, ale nadal się zastanawia! Czy odpowie mi "tak"? A możne jednak powie "nie"...

Ta dam! Mamy miniaturkę z otwartym zakończeniem. Piszcie w komentarzach ,jak waszym zdaniem zakończyć się mogła ta historia!

W drugi dzień świąt chciałabym wam złożyć najszczersze życzenia: zdrowia, szczęścia i pomyślności, a w nadchodzącym roku 2018 wielu zmian i radości.

Chciała bym wam też przypomnieć o bardzo ważnej sprawie! To znaczy o POWSTANIU WIELKOPOLSKIM! Jedynym wygranym powstaniu i wiele znaczącym dla Polaków. Poznaniacy nie bali się walczyć o wolność i po wielu mękach, między innymi germanizacji, wywalczyli sobie swobodę i kraj, który tak kochali - POLSKĘ! Dlatego w dniu wybuchu powstania (27 Grudnia) chociaż na chwilę pomyślmy o tych, którzy w tej krwawej bitwie walczyli. Mam ma myśli całą Polskę nie tylko Wielkopolan! Pamiętajmy i nie bójmy się być PATRIOTAMI!

Pozdrawiamy:
Princess-s i Molly 

poniedziałek, 20 listopada 2017

2 lata Bloga

Kochani,dzisiaj świętujemy urodziny owego bloga. Dokładnie 20 października 2015 roku pojawił sie pierwszy wpis o nazwie "Nowy kolega". Dzisiaj blog ma już 2 lata I caluteńki miesiąc!
Pamiętam jak dziś początki. Jak to mówią początki nie zawsze bywają łatwe. Tak I w moim przypadku nie były najłatwiejsze. Chociaż weny nie brakowało, to brakło zapału do pisania. Na początku czytały mnie 3 osoby. Potem zaczęło was przybywać. Wyświetlenia rosły z dnia na dzień. Dzisiaj blog ma już 140 tysięcy wyświetleń oraz 8 obserwatorów.  Może dla niektórych to mało ale dla mnie jest to wielki wyczyn.
W tym miejscu chciała bym podziękować każdemu kto dawał mi pomysły,wspierał I poprostu był.
Najbardziej chciała bym podziękować:
Gosi! Kochana byłaś ze mną od początku,gdy mój blog dopiero raczkował. Wspierałaś,radziłaś... zawsze byłaś gdy tego potrzebowałam. Do tej pory zastanawiam sie jak to sie stało że dwie takie wariatki mogą sie dogadywać.
Justynie! Za to że dzięki tobie uwierzyłam w siebie. Pokazałaś mi że w źyciu nie tylko ważna jest nauka. Chociaż często sie kłucimy ja wiem że mnie uwielbiasz :*
Karolinie! No co tu dużo mówić to dzieki jej blogowi założyłam tego bloga! Nie wywyższałaś sie chociaż mogłaś bo początkujący bloger to zawsze ktoś do wyżycia. Ty taka nie byłaś.
No I wreście Marzenie która jest tutaj moim dobrym duszkiem,wspiera,pomaga pisać opowiadania,bez niej dawno zawiesiła bym bloga. Ona mi na to nie pozwala wkładając coraz wiecej serca w niego.
Maryla! Tobie też dziękuje że jesteś I dajesz mI siły.
Ale wam wszystkim tutaj nie wymienionym również dziękuje! Bez was nie było by tego bloga. Owszem pisze go ja,ale to wy go czytacie I jesteście ze mną! Dziękuje

Chciałabym także przeprosić za nieobecność ale druga LO wymaga poświęceń. Moge wam obiecać że nie zostawie go,nie zawiesze ani nie oddam! Będę z wami!
Rozdziały nadrobie w Święta oraz Ferie. Oczywiście w Świeta miniaturka!

Jeszcze raz dziękuje!
Wasza
Princess-s

czwartek, 28 września 2017

10 III

Następny dzień
*Jacek*
Wczoraj z rana Ola postanowiła wrócić do swojego mieszkania. Zabrała rzeczy, po czym wyszła. Wieczorem dzwoniłem do niej, lecz nie odbierała. Martwiłem się o nią i swoimi obawami podzieliłem się z Zosią. Ustaliliśmy, że pojadę do niej, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.


Tak więc po około czterdziestu minutach drogi, dotarłem na miejsce. Zaparkowałem auto pod blokiem, a następnie udałem się do środka. Nacisnąłem biały przycisk dzwonka do drzwi. Cisza. Powtórzyłem czynność, ale nadal nikt nie otwierał. Położyłem dłoń na klamce i pociągnąłem ją w dół. Drzwi były otwarte. Dziwne... Powoli i ostrożnie wszedłem do środka. Od razu zauważyłem porozrzucane rzeczy i pootwierane szafki. Jakby ktoś czegoś tu szukał. Pomyślałem, że ktoś się tu włamał i co gorsze zrobił coś Oli. Może nawet ją porwał?
Nie, jednak nie. Ola leżała w salonie na kanapie. W ubraniu, okryta brązowym, miękkim kocem. Kucnąłem obok i delikatnie pogłaskałem ją po głowie. Ona powoli obróciła się, a moim oczom ukazały się czerwone, spuchnięte od płaczu oczy. 
- Ola? Co się stał? Wszystko w porządku? 
- Nic nie jest w porządku - odrzekła.
- Jak to? Co tu się stało? Ktoś się włamał? - zapytałem, jednak ona tylko przecząco pokręciła głową. - Więc o c chodzi? Wczoraj wyglądałaś zupełnie inaczej. Mówiłaś, że musisz zająć się Markiem, że cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek.
- Widocznie się myliłam.
- Nie... Wcale się nie myliłaś. Gdzie on teraz jest?
- Jest ze swoją matką. Zabrała mi go rozumiesz? Zabrała i wywiozła do Ameryki.
- Jak to? Kiedy?
- Wczoraj spakowali wszystkie rzeczy. O szóstej mieli samolot - spojrzałem na zegarek: 7:53. Już dawno polecieli.
Po policzku Oli spłynęła łza. Potem druga, trzecia. Potem kolejna i kolejna... Objąłem ją i mocno do siebie przytuliłem. Było mi jej żal. Najpierw straciła męża, a teraz Marka. Dlaczego życie jest dla niej takie okrutne? W głowie szukałem słów pocieszenia, ale wszystkie były banalne. Jakim argumentem miałem ją uspokoić i przekonać, że ma jeszcze po co żyć?
Siedzieliśmy tak kilka długich minut. Głowa Oli spoczywała na mojej klatce piersiowej. Powoli zaczęła się uspokajać, słuchając bicia mojego serca.


***
Witajcie Kochani!
Po dość długiej nieobecności wracamy do Was z nowym rozdziałem.
Rozdział krótki, ale niestety przez szkołę i obowiązki nie mamy zbyt wiele czasu 
na pisanie :( 
Następny rozdział pojawi się w najbliższym możliwym czasie.
Mamy nadzieję, że nas zrozumiecie i będziecie wytrwale czekać na next :D
Zachęcamy do komentowania!
Pozdrawiamy <3
10 kom= opowiadanie szybciej 

sobota, 9 września 2017

9 III

3 dni później
*Ola*
-Olka, zjedz chociaż trochę - mówi Zosia z kuchni, spoglądając w moją stronę.
-Ile razy ja mam ci powtarzać, że nie chce, chcę być tam, gdzie Michał... - Krzyknęłam wybiegając z salonu do "mojego" pokoju. Aktualnie pomieszkuję u Jacka i Zosi, ponieważ jak to uznali "chcą mieć mnie na oku".
Zamknęłam drzwi szczelnie - na klucz, po czym pozwoliłam łzom spokojnie spływać po twarzy. Jedna za drugą kapały na pościel, która mokra zmieniała kolor z błękitu na ciemny granat. Cieszyłam się, iż matka Marka tak szybko przyjechała z USA. Ja nie byłabym w stanie się nim zająć. Za bardzo przypominałby mi o Michale.
Po chwil usłyszałam melodyjny głos mojego byłego partnera, Jacka.
-Olka, nie wygłupiaj się, posłuchaj Zośki i coś zjedz! Jeśli nie dla siebie to dla cząstki Michała, którą nosisz pod sercem - pogłaskałam brzuch. Właśnie, cząstki Michała... Gdyby on tylko wiedział jaka jest prawda.
-Ola, odezwij się albo wyważę drzwi - Jacek się już niecierpliwił.
-Tak, Tak! Żyje! Nie pocięłam się, nie połknęłam proszków i nie zamierzam skoczyć z mostu! -Postanowiłam wysłuchać rady znajomych i zjeść chociaż odrobinę przygotowanego przez Zosie obiadu.
Wychodząc z pokoju, otarłam resztki tuszu, które znalazły się na moich policzkach poprzez wypłakane hektolitry łez. Pokierowałam się do jadalni, tam ujrzałam na stole moją ulubioną zapiekankę. Tylko skąd Zosia znała przepis? Ach no tak rok temu sama uczyłam Jacka ją przyrządzać.
Od niechcenia zjadłam odrobinę, po czym znowu zamknęłam się w swoim pokoju. Jutro miał odbyć się pogrzeb, dlatego też przyszykowałam ubiór, po czym oparłam się o ścianę i zjechałam w dół na podłogę. Przeglądałam wspólne zdjęcia z Michałem oraz gładziłam swój widocznie zaokrąglony już brzuszek. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza.
*Ranek*
Obudziłam się dosyć wcześnie, ponieważ mała postanowiła urządzić sobie mecz piłkarski. Po chwili zorientowałam się, że leże na łóżku a nie tam gdzie zasnęłam, no ale cóż... Jacek pewnie musiał mnie przenieść. Delikatnie wstałam, ubrałam przyszykowane już żałobne ubranie, po czym pokierowałam się do kuchni. Pierwszy raz od śmierci Michała odczuwałam głód i potrzebę jedzenia. Stałam przy lodówce zastanawiając się, co przyrządzić. Postanowiłam postawić na omlety, tosty i smażony boczek. Gdy wszystko było gotowe jak na zawołanie gospodarze mieszkania się zeszli, wiec zjadłam posiłek w większym gronie.
Gdy posprzątaliśmy po posiłku wszyscy trzej wyruszyliśmy na cmentarz. Pogoda jakby odczuwała moje cierpienie i również płakała. Ubrana cała na czarno osłaniałam się przed deszczem również czarną parasolką. Pomimo to moja twarz i tak była mokra. Mokra od łez. Nienawidzę pogrzebów. Kolejny raz w moim krótki życiu stoję pochylona nad trumną osoby, którą kochałam całym sercem. Nie wiedziałam, ile tym razem zajmie mi pogodzenie się ze stratą Michała. Czy w ogóle kiedykolwiek się z tym pogodzę?
Po pogrzebie Jacek i Zosia zabrali mnie z powrotem do siebie. Widok zasypywanej trumny całkowicie mnie dobił. Płakałam głośno i przez całą drogę do domu nie mogłam się uspokoić. Gdy tylko znalazłam się w mieszkaniu, od razu udałam się do "swojego" pokoju. Położyłam się na łóżku, a niedługo potem zasnęłam.
Obudziłam się następnego ranka około godziny ósmej. Pierwszą moją myślą tego dnia był Marek. Przecież mu też jest ciężko, w końcu stracił ojca. Wiem jak to jest stracić rodzica, więc wiedziałam co on teraz może czuć. Zrozumiałam, że nie mogę go tak zostawić. Muszę go wspierać...
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i udałam się do kuchni, gdzie Zosia i Jacek w ciszy spożywali śniadanie. Kiedy weszłam do pomieszczenia, oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie spodziewali się, że w ogóle dzisiaj wstanę.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie... Skądże? - odparł Jacek.
- Jak się czujesz? - zapytała Zosia.
- Lepiej - powiedziałam. - Znacznie lepiej - uśmiechnęłam się delikatnie, a oni patrzyli na mnie z jeszcze większym zdziwieniem. - Spakowałam już swoje rzeczy. Nie będę wam już siedzieć na głowie.
- Ale wcale nam nie przeszkadzasz - powiedział Jacek spoglądając na swoją dziewczynę.
- Mimo wszystko będę już lecieć.
- Może chociaż zjesz z nami śniadanie? - zaproponowała Zosia.
- Zrobię zakupy i zjem już u siebie. To mi dobrze zrobi - odrzekłam. - Dziękuję wam za wszystko - uśmiechnęłam się i opuściłam mieszkanie.
Tak jak powiedziałam, zrobiłam zakupy, po czym udałam się do swojego mieszkania. Tam zjadłam śniadanie, po którym udałam się piętro wyżej, gdzie znajdowało się mieszkanie Michała. Kliknęłam dzwonek do drzwi, a po chwili moim oczom ukazała się niewysoka, szczupła blondynka.
- Dobrze, że jesteś - powiedziała matka Marka, uśmiechając się smutno.
- Tak? - zdziwiłam się.
- Tak - odparła wpuszczając mnie do środka.
W mieszkaniu było małe zamieszanie. Na podłodze stało kilka dużych i kilka mniejszych pudełek. Rzeczy z szafek i półek były pozbierane, zdjęcia pochowane. W salonie na kanapie siedział skulony i smutny Marek. W oczach miał łzy. Usiadłam obok niego i delikatnie go przytuliłam.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęłam mu do ucha, lecz on wybuchł płaczem.
- Nic nie będzie dobrze - krzyknął i uciekł do innego pokoju. Spojrzałam za nim ze smutkiem.
- Co zamierzasz zrobić z tymi wszystkimi rzeczami? - zapytałam.
- To co niepotrzebne wyrzucę - odparła. - A resztę zabieram... do Ameryki.
- Jak to?
- Dziś wieczorem wyjeżdżam... razem z Markiem.
- Słucham? Nie możesz go tak po prostu zabrać!
Spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Mogę - oznajmiła spokojnie. - Jestem jego matką.
Byłam w szoku. Poczułam, że już nie mam dla kogo żyć. W jednej chwili zawalił się cały mój świat.


***
Jak potoczą się dalsze losy Oli? Czy uda jej 
się zatrzymać Marka? - Tego dowiecie się w następnych rozdziałach :D
Serdecznie zachęcamy do pozostawienia po sobie śladu 
w postaci komentarza, ponieważ to bardzo motywuje nas 
do pisania kolejnych opowiadań. 

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

8 III

*Jacek*
Kierowałem się właśnie w stronę kościoła, w którym miał odbyć się ślub Oli oraz Michała. Gdy z Zosią dotarliśmy pod wskazany adres oraz znaleźliśmy miejsce, aby zostawić nasze "cztery kółka", pokierowałem się do drzwi pasażera i pomogłem mojej partnerce wysiąść. Kiedy ona tylko to zrobiła złączyłem nasze ręce i pokierowaliśmy się w miejsce, gdzie już większa cześć gości oczekiwała na pojawienie się najważniejszych dzisiaj ludzi. Przytuliłem Zosię i szepnąłem jej do ucha:
- Już niedługo to na nas wszyscy będą czekać - po czym przygryzłem płatek jej ucha. Ta zachichotała tylko i pociągnęła mnie w stronę kościoła, w którym wszyscy szukali odpowiednich miejsc.

5 godzin później:
Tańczyliśmy właśnie z Zosią na parkiecie już 6 piosenkę z rzędu. Nie ukrywam powoli zaczynało brakować mi siły, jednak moja partnerka najwyraźniej dopiero się rozkręca. Na szczęście po chwili na salę wjechał tort i wróciliśmy na swoje miejsca. Dziwiło mnie jednak to, iż Michał wygląda na takiego przygaszonego, ale uspokajałem siebie myślą, że Ola wymęczyła go na parkiecie. Jednak to co stało się w chwili, gdy kroili tort przeszło moje oczekiwania. Michał bezwładnie osunął się na ziemię. Po chwilo kiedy dotarło do mnie, co się dzieję, odezwałem się do Zosi:
- Kochanie, zajmij się Olą, uspokój ją, zabierz jak najdalej. Ja wszystkim się zajmę.
Na szczęście Zosia z moją prośbą poradziła sobie doskonale. Widziałem kątem oka, że w tym zadaniu pomogła jej Emilka, ponieważ Olka długo nie chciała zostawić męża samego. Ja jednak wiedziałem, że Michał ma chore serce i prawdopodobnie będzie trzeba go reanimować. Bałem się, że Ola może nie dać rady być spokojna i może poronić.
Sprawdziłem oddech mężczyzny, ale nic nie wyczułem. Szybko przystąpiłem do reanimacji. Kiedy chodzi o życie człowieka, nic innego się dla mnie nie liczy. Reanimowałem go już kilka długich minut i powoli zaczynałem tracić siły, ale nie poddawałem się. Kolejne minuty strasznie mi się dłużyły, jednak w końcu przyjechało pogotowie. Ratownicy przejęli Michała z moich rąk. Przyglądałem się wszystkim zabiegom, które na nim wykonywali. Wiedziałem, że nie jest dobrze. Rozejrzałem się po sali. W kącie dostrzegłem zapłakaną Olę, przytulającą Marka. Obok nich stała Zosia i Emilka.
Wzrokiem wróciłem do ratowników. Odkładali sprzęt. Jeden z nich odwrócił się do mnie i pokręcił głową.
- Przykro mi - powiedział.
Zasłoniłem twarz dłońmi. To już koniec. Michał odszedł z tego świata. Nie chcę nawet sobie wyobrażać tego, co teraz czuje Ola, czy też Marek.
Czarny jak smoła worek otulił ciało pana młodego. Za plecami usłyszałem przeraźliwy krzyk Oli. Kątem oka widziałem jak próbuje wyrwać się Emilce i przybiec tu jak najprędzej. Marek siedział pod ścianą ze spuszczoną głową, a twarz ukrywał w dłoniach. To był naprawdę przykry widok...


środa, 9 sierpnia 2017

7 III

Trzy tygodnie później
*Ola*
Wreszcie nadszedł ten dzień. Dzień, który z pewnością do końca życia utknie mi w pamięci. To właśnie dziś zostanę żoną Michała! Dziś spełnię jedno ze swoich marzeń.
Ślub miał odbyć się o godzinie piętnastej. Było coś koło 12, kiedy fryzjerka kończyła moją fryzurę, a kosmetyczka zaczynała robić makijaż. Obok mnie siedziała moja druhna - Emilka.
- Denerwujesz się? - zapytała.
- Nie... na razie nie - odparłam. - A ty, denerwowałaś się przed swoim ślubem?
- Strasznie - uśmiechnęła się. - Ale wiedziałam, że wszystko będzie dobrze i nikt ani nic nie zepsuje nam tego dnia.
Czekałam na ten dzień całe życie, więc jestem gotowa. Wiem, że Michał jest odpowiednim facetem. Jest tym jedynym. Kocham go nad życie i chyba dlatego nie odczuwa zbytnio stresu - wręcz przeciwnie! Nie mogę się już doczekać tej minuty, w której powiemy sobie "tak".
Gdy na zegarze wybiła piętnasta, zaczęła się nasza bajka. Szłam środkiem kościoła w pięknej białej sukni, a przy ołtarzu stał mój ukochany. W garniturze wyglądał tak seksownie! Słodki uśmiech ani na chwilę nie znikał z jego twarzy. Kiedy doszłam do ołtarza, Michał wziął mnie za rękę, po czym delikatnie pocałował mój policzek. Stanęliśmy naprzeciwko kapłana i tak zaczęła się ceremonia.
Po długich obrzędach nadszedł czas wypowiedzenia małżeńskiej przysięgi. Kiedy z jego ust padły słowa "i że cię nie opuszczę aż do śmierci" poczułam coś dziwnego, ale przyjemnego. Było to coś, jak przekonanie, że jego słowa są prawdziwe. Jakby nasze całe życie było już zaplanowane i nie było by w nim dnia, w którym nie bylibyśmy razem. Przez chwilę zaczęłam sobie wyobrażać naszą przeszłość: duży dom z ogrodem, gdzie biegają nasze dzieci...
Po mszy udaliśmy się do restauracji, w której wynajęliśmy salę, gdzie miała trwać ZABAWA DO SAMEGO RANA! Sala była cudowna, a fioletowe dodatki idealnie pasowały do mojego bukietu, w którym również znalazły się fioletowe kwiaty.



Goście byli wyraźnie zachwyceni i każdy z przyjemnością ruszył do zabawy. Tańczyliśmy cały długi wieczór, a równo o północy odbyła się zabawa zwana oczepinami. Welon złapała Emilka, co spowodowało dużo śmiechu, gdyż ta zabawa miała "przewidzieć", na czyim weselu będziemy się niedługo bawić, a Emilka całkiem niedawno brała ślub z Krzyśkiem. Kiedy Michał rzucił swoją muszkę, wpadła ona prosto w ręce Jacka. Chyba nie powinno być w tym nic dziwnego, ale w jakimś stopniu mnie to zaskoczyło.
Około drugiej w nocy kelnerzy wnieśli na salę duży tort. Wzięliśmy do rąk nóż i wspólnie ukroiliśmy pierwszy kawałek, który wspólnie mieliśmy zjeść. Trzymając talerzyk, stanęłam naprzeciwko Michała i patrzyłam na niego, a on na mnie. Wyglądał na wesołego, ale również zmęczonego, co mnie trochę zaniepokoiło. Uśmiechnął się słodko i zrobił się jeszcze bardziej blady niż zwykle. Zaraz potem padł na ziemię. Szybko kucnęłam obok niego.
- Michał! Co się dzieje! - krzyczałam. - Słyszysz mnie? Wezwijcie pogotowie!!! Michał, kochanie...

***
Od ostatniego rozdziału minął już miesiąc :O 
Przepraszamy za tak długą nieobecność, 
postaramy się dodawać następne posty w miarę regularnie. 
Zapraszamy do komentowania, bo to nas bardzo motywuje. :) 

niedziela, 9 lipca 2017

6 III

Poniedziałek, 8:00
*Jacek*
Siedziałem w pokoju odpraw. Czekając na panią komendant, rozmyślałem nad swoim życiem. Wczoraj Ola i Michał wręczyli mi i Zosi zaproszenie na ślub. Trochę to dziwne, że tak się z tym spieszą, ale może chcą po prostu wziąć ślub zanim urodzi się dziecko... Moje rozmyślania przerwało wejście pani komendant, po której na pierwszy rzut oka było widać, że ma bardzo dobry humor i nic nie jest w stanie go zepsuć.
W pracy spędziłem osiem godzin i był to wyjątkowo nudny dzień. Tuż po 16 opuściłem miejsce pracy. Zosia skończyła dziś wcześniej, więc pewnie jest teraz w domu. Wsiadłem do auta i ruszyłem trasą, którą przemierzam prawie codziennie, w kierunku naszego mieszkania. W pewnej chwili zauważyłem siedzącego na chodniku chłopca. Widać było, że coś mu się stało, dlatego bez zastanowienia zatrzymałem auto. Od razu zorientowałem się, że ma mocno zdarte kolano, a z rany ciągle sączyła się krew. Wyjąłem z bagażnika apteczkę i kucnąłem obok chłopca.
- Co się stało? - zapytałem i przystąpiłem do opatrywania rany.
- Przewróciłem się na rowerze... - odparł chłopak.
Rzeczywiście, tuż obok leżał czarny rower.
- Ile masz lat?
- Trzynaście... - z bólu zaciskał zęby.
Delikatnie zawinąłem ranę bandażem, kończąc opatrunek.
- Jak masz na imię? - uśmiechnąłem się, dodając chłopcu otuchy.
- Marek - powiedział.
- Ja jestem Jacek - przedstawiłem się. - Myślę, że dobrze będzie, jeśli pojedziemy do szpitala.
- Przecież nic mi nie jest - oświadczył.
- Lepiej by było, gdyby lekarz to potwierdził - nalegałem.
- Nie... Muszę wracać do domu... - próbował wstać.
- To może chociaż cię odwiozę? - zaproponowałem.
Trzynastolatek spojrzał na mnie podejrzliwie. Z uśmiechem pokręciłem głową.
- Chcę ci tylko pomóc - podałem mu rękę, aby łatwiej mu było wstać. Chłopiec podniósł się z ziemi.
- Dziękuję - powiedział, spoglądając mi w oczy. Uśmiechnąłem się, a następnie pomogłem mu wsiąść do samochodu.
- A rower? - zaśmiał się Marek.
Wziąłem rower i włożyłem do bagażnika, po czym wsiadłem za kierownicę.
- Zapnij pas - powiedziałem z uśmiechem i odpaliłem silnik. Chłopak natychmiast spełnił moją prośbę.
- To gdzie mieszkasz?
- Sportowa 16/4.
Spojrzałem na niego z ogromnym zdziwieniem w oczach, kiedy usłyszałem adres Oli. Tak, Oli Wysockiej.
- Coś nie tak? - zapytał Marek, gdy zauważył, że dziwnie na niego patrzę.
- Nie... - uśmiechnąłem się. - Jesteś synem Michała... - urwałem, gdyż zapomniałem jego nazwisko.
- Zna pan mojego tatę? - zapytał.
- Tak... To znaczy... - zastanowiłem się chwilę. - Jestem policjantem i pracuję z Olą.
- Serio? - spojrzał na mnie, a ja uśmiechnąłem się do niego.
Kilkanaście minut później zaparkowałem samochód pod blokiem Oli. Wyjąłem rower i postawiłem pod blokiem, zabezpieczając go linką z tulejami. Następnie odprowadziłem Marka pod drzwi. Nacisnąłem dzwonek, a chwilę później moim oczom ukazała się Ola.
- Cześć - przywitałem się.
- Cześć - spojrzała na nas ze zdziwienie. - Marek? Gdzie ty byłeś? Martwiliśmy się. Co ci się stało? - zasypała chłopca pytaniami.
- Spokojnie - uśmiechnąłem się. - Znalazłem go jak wracałem do domu. Miał mały wypadek, ale jest cały - uspokoiłem ją.
- Dzięki, że się nim zająłeś...
- Nie ma sprawy - znowu na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Może wejdziesz na herbatkę? - zapytała i również się uśmiechnęła.
- Nie, będę już leciał.
Pożegnałem się z Olą i Markiem, po czym wróciłem do auta i ruszyłem w stronę domu. Na miejsce dotarłem kilka minut po 18.
- Hej - powitała mnie Zosia. - Co tak późno?
Usiadłem przy stole. Zosia podała mi obiad, a ja opowiedziałem jej o dzisiejszych wydarzeniach.


niedziela, 18 czerwca 2017

5 III

Tydzień później
*Ola*
Przygotowania do ślubu już trwają. Nie wiem, dlaczego Michałowi tak się z tym spieszy, ale za niecały miesiąc będziemy już małżeństwem. Jest piątkowy wieczór i korzystając z tego, że mam wolny weekend, postanowiliśmy wypisać zaproszenia. Jutro oraz w niedzielę zamierzam objechać wszystkich, których chcemy zaprosić. Na liście gości znaleźli się tylko nasi najbliżsi znajomi i przyjaciele. Nie chcemy robić zbyt hucznej imprezy. Trudno było też znaleźć salę, bo rezerwacje były już na całe najbliższe pół roku. Na nasze szczęście jakaś para zrezygnowała i udało nam się wbić w kolejkę.
Kiedy wszystkie zaproszenia były już wypisane, zasiedliśmy do kolacji, podczas której ustalaliśmy, od kogo zaczniemy i w jakiej kolejności będziemy składać wizyty naszym przyjaciołom.
Następnego dnia wstałam kilkanaście minut przed siódmą. Michał i Marek jeszcze spali, więc postanowiłam przygotować śniadanie. Dziesięć minut po siódmej posiłek był gotowy, więc poszłam obudzić moich kochanych mężczyzn. Chwilę później całą trójką siedzieliśmy już przy stole.
- Myślę, że zapraszanie gości powinniśmy zacząć koło południa - odezwał się Michał.
- A... co mielibyśmy robić teraz? - zapytałam z uśmiechem.
- Zobaczysz... - szepnął.
- To znaczy? - zdziwiłam się, jednak on nie zamierzał odpowiedzieć na moje pytanie. Próbowałam jeszcze coś z niego wyciągnąć, ale był nieugięty.
Kiedy skończyliśmy jeść, zaczęliśmy sprzątać ze stołu. Wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Michał poszedł otworzyć i zaraz powrócił, a razem z nim przybyła Emilka.
- Cześć - powitałam ją.
- Cześć! Gotowa? - zapytała.
- Na co? - spojrzałam na Michała.
- Na  wyprawę - zaśmiała się. - Zabieram cię na miasto.
Jak się okazało Michał był w "spisku" z Emilką, więc nie miałam wyjścia. Ubrałam się i udałam się z przyjaciółką. Wsiedliśmy do jej auta.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam.
- Niespodzianka - odparła Drawska.
Całą drogę zastanawiałam się, co oni znowu wymyślili. Po kilkunastu minutach samochód się zatrzymał i zorientowałam się, że znajduje się tu jeden z najlepszych Salonów Sukien Ślubnych we Wrocławiu.
- Czas pomyśleć o twojej sukni ślubnej - oznajmiła, po czym wysiadła z auta. Ruszyłam za nią.
Kiedy weszłyśmy do środka, przypomniało mi się, że gdy byłam mała, na mojej codziennej drodze do szkoły napotykałam taki nieduży salon z sukniami ślubnymi. Nigdy nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia w ich stronę. Zatrzymywałam się przed dużą szybą i przyglądałam się ślicznym białym kreacjom. Wyobrażałam sobie wtedy siebie w jednej z nich. Nieraz tak się zapatrzyłam, że spóźniałam się na lekcję.
Zaczęłam przymierzać sukienki, a Emilka z entuzjazmem doradzała mi w wyborze tej jedynej. Wszystkie suknie były cudowne, jednak nie każda pasowała do mojej sylwetki. Kiedy przymierzyłam już kilkanaście sukienek i byłam już bardzo zmęczona, Emilka pokazała mi jeszcze jedną. Gdy ją zobaczyłam byłam rozanielona. Natychmiast się orzeźwiłam i ruszyłam do przymierzalni. Po kilku minutach wyszłam, by pokazać się przyjaciółce, a ta natychmiast zaniemówiła. Sukienka była naprawdę zniewalająca. Czułam się w niej jak prawdziwa księżniczka, którą zawsze nazywał mnie tata.


- Wyglądasz cudownie - odezwała się wreszcie Emilka. - Michał będzie zachwycony - zaśmiałyśmy się. 
Zdecydowałyśmy się na kupno tejże sukni i w świetnych nastrojach wróciłyśmy do domu. Tam czekał na nas Michał, Marek oraz pyszny obiad. Po posiłku razem z Michałem pojechaliśmy zapraszać gości na ślub, a Emilka została z Markiem w domu. 

sobota, 3 czerwca 2017

A jednak... - Miniaturka

Dedykuję tą miniaturkę mojemu przyjacielowi, a właściwie to już koledze,ponieważ przez to co zrobił stracił w moich oczach. Naprawdę uwierzcie mi nie potrafię zrozumieć jak ważne w życiu osoby,potrafią wyrządzić tyle bólu. Ja sama myślałam że ten blog zostanie niewiedzą iż ja go piszę. Jednak przez jednego człowieka,moje plany legły w gruzach.
Wiedz że już nigdy nie wrócisz na to miejsce gdzie byłeś!
Pamiętajcie: "Ufajcie tylko tym do których macie 100% pewność iż oni traktują was tak samo jak wy ich"
Jednakże gdyby nie on, nie było by tej miniaturki. Więc w komentarzach należą mu się podziękowania(Chociaż za to)... + Liczę na waszą opinię do czegoś co znajdzie się pod tą miniaturką! Liczę na was ( bo wiem że na was można liczyć!).

Leżałem w wannie i zastanawiałem się nad sensem życia, kiedy doszedł mnie piękny śpiew, lekki jak pióra anioła oraz ciepły jak pierwsze promienie słoneczne. Zamknąłem oczy by móc lepiej wczuć się w tajemniczą melodię, nagle poczułem się nieswojo. Otworzyłem oczy i nie dowierzałem...
Byłem pod wodą. Rozejrzałem się, piękny głos należał do nieziemsko pięknej kobiety... Syreny!
Znowu poczułem się nieswojo, zaczęło brakować mi tchu. Czułem to! Strasznie palenie w płucach, łzawiące oczy i ból w krtani.
Ostatni widok jaki ujrzał to podpływająca syrena.
Kiedy byłem już na granicy dwóch światów, poczułem ugryzienie w rękę. Otworzyłem oczy i ujrzałem kota, który gryzie mnie w rękę.


Przegoniłem go i miałem zamiar wrócić do tamtego świata. Do tego pięknego, przepełnionego magią świata. Zamknąłem oczy i już miałem powrócić do tej ślicznej syreny, gdy usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.
- Kto znowu o tej porze! -powiedziałem, a może bardziej wykrzyczałem do siebie.
Wytarłem dokładnie swe ciało od bezbarwnej cieczy, zarzuciłem szlafrok i poszedłem przebrać się w jakieś ubranie. Postanowiłem założyć koszulę w kratę oraz spodnie dżinsowe. Uwielbiam je!
Pokierowałem się w stronę drzwi, zastanawiając się któż to mógł zaszczycić mnie obecnością o 21.46.
Za drzwiami ujrzałem Olę. Zdziwiłem się, ponieważ od naszego rozstania nie dzwoniła, ani tym bardziej odzywała się do mnie.
- Cześć! - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Przyszliśmy tutaj, aby...-Kompletnie mnie zamurowało. Po chwili w drzwiach ujrzałem także Michała, jej narzeczonego. Nie potrafiłem opisać swojego stanu. Ręce trzęsły mi się tak samo, gdy nosiłem 20 kilogramowe kartony, kiedy to zmienialiśmy siedzibę komendy.
- Wejdźcie proszę! - powiedziałem łamiącym się głosem
- Kawy? Herbaty? - zapytałem z nadzieją, że nic nie będą chcieli i niedługo sobie pójdą.
Po chwili milczenia Ola przerwała tą okropną sytuację.
- Za dwa miesiące bierzemy z Michałem ślub - chwyciła go za rękę i przytuliła.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, dlatego zająłem się robieniem napojów dla pary. Byłem w szoku. Myślałem, że jeszcze uda mi się ponownie rozkochać w sobie Olę, jednak spóźniłem się. Niestety! Takie życie...
- Gratuluję - powiedziałem, wnosząc ciepły napój do salonu.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz - wyznała Ola, podając mi zaproszenie.
- Oczywiście... - odparłem, udając uśmiech, po czym skierowałem swój wzrok w stronę białej koperty, na której ujrzałem swoje nazwisko.
W środku cały się gotowałem. Nie miałem najmniejszej ochoty przychodzić na ten ślub. Co to za frajda patrzeć, jak miłość twojego życia wychodzi za mąż za innego faceta.
Na  szczęście moi goście nie zostali długo, gdyż - jak powiedział Michał - musieli jeszcze odwiedzić jakąś osobę. Serio? O tej porze? Mogli wybrać jakąś wcześniejszą porę na rozwożenie zaproszeń.
Kiedy wyszli, otworzyłem tę przeklętą kopertę i wyjąłem zaproszenie. "Z osobą towarzyszącą." - przeczytałem. Fajnie! Och... Gdybym tylko mógł, zabrałbym ze sobą tę cudowną syrenę. Z mieszanymi uczuciami położyłem się do łóżka. Zamknąłem oczy. Po chwili ujrzałem ją. Nie byliśmy już pod wodą. Ja leżałem na dużej skale, która znajdowała się niedaleko brzegu, a ona obok mnie. Jej krystaliczny ogon zanurzony był w błękicie oceanu. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami i uśmiechała się tak słodko. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie odwzajemnić tego uśmiechu.
- Kim jesteś? - zapytałem po chwili, lecz wtedy usłyszałem dziwny huk.
Jednak był to dźwięk nie z tego świata. Obudziłem się i zapaliłem lampkę nocną, stojącą przy moim łóżku. Na komodzie zobaczyłem wpatrzone we mnie zielone oczy mojego kota, a na podłodze dostrzegłem potłuczony wazon. Niechętnie wstałem i wziąłem się za sprzątanie.
-Mruczek. Co ty najlepszego zrobiłeś? - po chwili potłuczone kawałki wazonu zostały wyrzucone do kosza. Mruczka zamknąłem w łazience, gdyż tylko, gdy tam się znajdował, mogłem w spokoju oddać się mojej ulubionej czynności - spaniu... Tak, spanie to idealna czynność dla człowieka takiego jak ja. W prawdzie kiedyś, gdy jeszcze byłem z Olą, uwielbiałem bardziej każdą chwilę spędzoną z nią niż bezczynne spanie czy też leżenie na łóżku, ale cóż... Nie można mieć w życiu wszystkiego. Czasem zastanawiam się, czy to łóżko kocha mnie bardziej niż kiedyś Ola.
Pozostałą cześć nocy przeleżałem,obracając się to w prawo, to w lewo. Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Ciągle rozmyślałem o tym nieszczęsnym zaproszeniu i o tej syrenie. Właśnie syrena, dlaczego nigdy nie mogę zapamiętać jej twarzy. Pamiętam wszystko idealnie: wygląd plaży, dno morza... Wszystko... Jednak nie jej twarz.
Po chwili usłyszałem dźwięk budzika. Leniwie zwlokłem się z łóżka, wiedząc, iż czeka na mnie bardzo ciężki dzień na komendzie. Poranna rutyna nie zajęła mi więcej niż 30 minut.
Mozolnym krokiem dotarłem do mojego miejsca pracy. Wczorajsza wizyta bardzo zbiła mnie z tropu. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie siebie na tym ślubie. Nie potrafiłbym słuchać głosu Oli mówiącej przyrzeczenie, w którym nie było by mojego imienia. W czym Michał jest lepszy ode mnie? No w czym? - pytałem sam siebie w myślach.
Nawet nie zauważyłem, gdy dotarłem do mojego biura. Wszedłem i ujrzałem na moim miejscu Marcina.
- Siema -przywitałem się zdziwiony.
Ten po przyjęciu zgłoszenia od jakiejś osoby, kazał mi iść do Jackowskiej. Nie wiedziałam z jakiego powodu.
- Mogę Pani Komendant?
- O Jacek już jesteś. Wchodź!
- Jak wiesz... Mamy mało ludzi. Emilka na zwolnieniu, Ala w szpitalu, Mikołaj na urlopie... A przeglądałam twoje papiery i doszłam do wniosku, iż dzisiaj puszczę cię na patrol. Z twoją nogą już wszystko w porządku i nie powinieneś marnować się w budynku. Miałeś tyle zasług... Odznaki...
- Niech pani już nic nie mówi. Dobrze pojadę na patrol.
- W takim razie zostaniesz dowódcą patrolu 05 - w myślach natychmiast przebiegło imię Oli. Nie wiedziałam, jak będzie mi się z nią pracować po zerwaniu. Jednak nie mogłem zawieść przełożonej.
Z jej gabinetu wyszedłem strasznie zirytowany oraz zestresowany. Bałem się, jak to będzie, jednak musiałam dać sobie radę.
O dziwo patrol przebiegł bez żadnych większych komplikacji. Jednak w jednej z poważniejszych akcji, gdy w grę wchodziło użycie broni, bałem się o Olę. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć.
Gdy wróciłem do domu i ponownie zacząłem przeglądać stare zdjęcia, naszła mnie myśl, iż nie wszystko jest jeszcze stracone. Postanowiłem walczyć. Walczyć o miłość, o uczucia.
Postanowiłem kupić kwiaty i poprosić Olę o rozmowę. Wiedziałem, iż Michał dzisiaj pracuje do 23.00, dlatego tym bardziej miałem okazję.
Poszedłem do niej i poprosiłem aby zeszłą na dół. Ta, gdy tylko zobaczyła kwiaty, miała zamiar odejść, jednak uniemożliwiłem jej to pocałunkiem. Jednak, gdy tylko się od niej oderwałem, uciekła.


Lecz w jej oczach zobaczyłem jakąś iskierkę - cząstkę miłości.

3 miesiące później:
Ola niestety nie zerwała z Michałem, a dziś odbywa się jej ślub. Nie potrafiłem wysiedzieć na miejscu, dlatego postanowiłem pójść na łączkę, gdzie uwielbialiśmy przesiadywać z Olą, gdy jeszcze byliśmy parą. Nie potrafiłem znieść tego, że już dziś za nie całe 30 minut zostanie żoną innego.
Położyłem się na trawie i zamknąłem oczy. Wtedy znów ją ujrzałem. Ujrzałem tę piękną syrenę, z którą nie spotkałem się już trzy miesiące. Siedziałem na brzegu plaży, a ona płynęła w moją stronę. Na jej twarzy widniał anielski uśmiech... Ten uśmiech! Ta twarz! Ola!

*Ola*
Kroczyłam na czerwonym dywanie do stojącego przed ołtarzem Michała. Wpatrywałam się w gości, w mojego ojca, który prowadził mnie przed siebie. Wszystko było takie idealne. Jednak mężczyzna stojący przede mną nie wydawał się taki, jakiego sobie wymarzyłam.
Idąc do ołtarza wspominałam stare dobre czasy. Czasy szkoły, związki,pierwsze problemy dorosłości... W każdym z tych wspomnień była ta sama osoba -  Jacek! Uświadomiłam sobie, iż to własnie jego chce do końca życia mieć przy swym boku.
Dotarłam wreszcie do ołtarza, jednak nie czekałam na księdza. Oddałam Michałowi pierścionek zaręczynowy. Rzuciłam krótkie "wybacz" i wybiegłam z kościoła.
Serce podpowiadało mi, że znajdę Jacka tam, gdzie przesiadywaliśmy, gdy chodziliśmy razem na spacery.
Nie myliłam się, ujrzałam go leżącego w trawie. Był taki smutny.
- Jacek! - krzyknęłam. Zaczęłam biec!
Gdy on mnie ujrzał zrobił to samo.



Rzuciliśmy się sobie w objęcia.
- Kocham Cię, już nigdy Cię nie zostawię - rzekłam do niego, a on namiętnie mnie pocałował.

                                                         THE END

A teraz proszę o opinie w komentarzach na temat tego fragmentu:
Leżał w wanie i zastanawiał się nad sensem życia, kiedy doszedł go piękny śpiew, lekki jak pióra anioła oraz ciepłe jak pierwsze promienie słoneczne. Zamknął oczy by moc lepiej wczuć się w tajemnicza melonie, nagle poczuł się nieswojo, otworzył oczy i nie dowierzał, Był pod woda. Rozejrzał się, tajemniczy głos należał do nieziemsko pięknej kobiety, syreny. Chłopak znów poczuł się nieswojo zaczęło braknąć mu tlenu, czuł to. Strasznie palenie w płucach. łzawiące oczy i ból w krtani. Ostatni widok jaki ujrzał to syrena podpływająca. Kiedy był już na granicy światów poczuł ugryzienie w rękę. Otworzył oczy, ujrzał kota który gryzie go w rękę, przegonił kota i rozejrzał się był w swej szarej łazience i szarej rzeczywistości I standardowo kochani proszę o 10 kom to pojawi się coś nowego!
Pozdrawiam Wasza Princess -s 

piątek, 19 maja 2017

4 III

*Jacek*
Siedziałem właśnie na komendzie, oczekując aż mój zegarek wreszcie wybije godzinę 16.00. Na dworze, mimo tego, że jest lato,  było zimno, szaro i ponuro, dlatego marzyłem jedynie o przytuleniu mojej Zosi, założeniu ciepłych kapci i pysznej kawie. Jednak została mi jeszcze jedna godzina męczarni na komendzie. Po chwili w progu mojego gabinetu pojawił się Mikołaj.
- Siemaneczko stary kumplu!-zaśmiał się - Jak leci? Na dworze tak zimno, że aż zazdroszczę ci tej kanciapki tutaj - rozejrzał się po pomieszczeniu, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Dlatego ja wole pracę biurową. Ale dobra Białach... Dzisiaj na mieście gorąco i potrzebuje patroli. Co cię tutaj sprowadza?
- Przywieźliśmy delikwenta na dołek i chcieliśmy z Olą trochę się ogrzać i wykorzystać przerwę - powiedział.
- Nie ma mowy - pokręciłem głową. - Teraz potrzebuje was w terenie. Za jakieś półtorej godziny weźmiecie przerwę.
Po chwili do pomieszczenia wkroczyła Ola.
- Tu masz raport z zatrzymania - podała mi teczkę. Moją uwagę przykuło jednak coś innego.
- A więc zaręczyny? - zapytałem retorycznie.
- Tak! - odpowiedziała dumnie.
- Gratuluje... Dobra zbierajcie się.
Po wyjściu patrolu.numer 5 długo myślałem. A wiec to już? Niedługo Ola zostanie szczęśliwą mężatką. A ja? Może ja też.powinienem oświadczyć się Zosi? W końcu jest nam ze sobą tak dobrze.
Z tą myślą zakończyłem pracę i poszedłem do domu. Tam jednak nie dane było mi odpocząć. 
- Cześć skarbie - przywitała mnie Zosia. - Weź szybko prysznic i lecimy - poleciła, malując rzęsy tuszem.
- Ale gdzie? - zapytałem zdziwiony.
- Nie mów, że zapomniałeś... Urodziny mojego taty... Mieliśmy razem jechać...
- A tak, tak... - odparłem i ruszyłem w stronę łazienki. Po dziesięciu minutach wyszedłem z łazienki. Zosia była już gotowa. Podała mi świeżo wyprasowaną koszulę, którą po chwili założyłem. Gdy już całkowicie się ubrałem, opuściliśmy nasz dom i wsiedliśmy do auta. Około 20 minut później dotarliśmy do miejsca, gdzie zamieszkują rodzice mojej ukochanej.
Weszliśmy do środka, a tam powitali nas uśmiechnięci państwo Drawscy. Oprócz nas nie było żadnych innych gości. Zasiedliśmy do stołu, który zastawiony był już pysznościami przygotowanymi przez mamę Zosi. Zaczęliśmy jeść, przy czym rozmawialiśmy o wszystkim i jednocześnie o niczym.
- No to kiedy ślub? - zażartowała w pewnym momencie pani Drawska, a ja momentalnie przypomniałem sobie o Oli i o tym, że niedługo wychodzi za mąż.
- Oj mamo... - jęknęła Zosia.
- A co, nie chciałabyś? - spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Może... - musnęła moje usta.
- Może tak czy może nie? - drążyłem.
- Może tak... a może nie... - zaśmiała się.


***
Czy Jacek oświadczy się Zosi? :D

niedziela, 14 maja 2017

Miniaturka

Kochani Moi. Obiecałam pewnej osobie, iż zaadresuję to opowiadanie do wszystkich zakochanych!
A więc Kochani, wszystkim zakochanym w Polsce i nie tylko,bo wiem, iż czyta nasz blog kilka osób zza granicy, pragnę życzyć szczęścia, zaufania w związkach, a tym zakochanym, którzy oczekują na pierwszy krok, życzę wytrwałości.
Możecie to potraktować jako bardzo spóźnione życzenia Walentynkowe.
---------------------------------------------

*Ola*
Dziś właśnie kończę 20 lat. Jest to mój wymarzony dzień. Dawno dawno temu rodzice powiedzieli że w dniu mych 20-tych urodzin stanie się coś niezwykłego. Powiedzieli że tą niespodziankę szykowali od dnia moich narodzin. Kiedy byłam mała co noc śniłam o tym co było by tą niespodzianką. Dlatego dzisiaj postanowiłam ubrać śliczną karmelową sukienkę z dodatkiem koronki. W prawdzie bardzo rzadko nosiłam sukienki ale w tak wyjątkowy dzień można się poświęcić.
-Olu,córuniu-usłyszałam wołanie rodziców.
-Już schodzę-odpowiedziałam.
Założyłam jeszcze tylko mój srebrny naszyjnik,bransoletkę i pierścionek i zeszłam na dół. Tam spostrzegłam pięknie przystrojony stół,torta oraz małe czerwone pudełeczko.
Zasiedliśmy do stołu. Zdmuchnęłam świeczki po czym pokroiłam tort. Był wyśmienity. Gruszkowy-taki jak lubię. Gdy zjedliśmy swoje kawałki tortu mój ojciec chwycił pudełeczko i zaczął mówić.
- Gdy dowiedzieliśmy siê iż urodzi nam się córka,zaczęliśmy gorączkowe przygotowania do szukania tobie partnera. Nasza jedyna córka nie mogła znaleźć sobie przecież kandydata na mêża nieodpowiedniej klasy. I gdy się urodziłaś,ojciec zmieniał pracę. Tam okazało się iż jego szef pochodzi z rodziny w której od pokoleń aranżuje się śluby. Miał 3 letniego syna i to właśnie za niego postanowiliśmy cię oświadczyć.-Byłam przerażona. To jest prezent na który czekałam od dzieciństwa? Nie to nie możliwe. To sen z którego zaraz się obudzę. Jednak nie! Ojciec otworzył to czerwone pudełko a w nim ujrzałam pierścionek.
-To jest twój pierścionek zaręczynowy. Dostałaś go na 5-te urodziny. Od dzisiaj do twego ślubu zostało dokładnie 3 miesiące. Przyszłego męża poznasz za tydzień kiedy to skończy 23 lata. -dodała ma matka


-Nie to nie możliwe. Żyjemy w wolnym kraju. Sama wybiorę sobie męża. Sama odpowiem mu "tak" gdy mi się oświadczy. -wykrzyczałam i pobiegłam do.swego pokoju.
-To nic nie zmieni. Weźmiesz z nim ślub czy ci się podoba czy nie.-odprał mój ojciec.
*Jacek*
To dzisiaj,dziś poznam moją przyszłą żonę. Dla wielu wydaje się dziwne to iż rodzice przed narodzinami wybierają nam partnerów jednak dla mojej rodziny jest to zupełnie normalne. W prawdzie przecież nie muszę być jej wierny. Ja będę miał kochankę,ona zaś kochanka i tak będziemy sobie jednie.mieszkali razem. To nic zabronionego. Mój ojciec i matka tak żyli,dziadkowie,wujek z ciotką. Mam jedynie nadzieję że ta kobieta równie akceptuje to na co.zmusili ją rodzice. Ciekawe jak zareagowała  na pierścionek.
Po chwili dotarliśmy do jej mieszkania. Dom stał na obrzeżach miasta. Widać było że jego właścicielom się powodzi.
Weszliśmy do.środka. Rodzice mej narzeczonej byli wyraźnie uradowani,kobieta zaś która miała oddać mi.swą rękę stała jak zahipnotyzowana. Robiła wszystko co kazali jej rodzice.
-Oleńko,zabierz swojego narzeczonego na górę musicie się przecież lepiej.poznać.-Ta nie chętnie ale wykonała prośbę.
*Ola*
Gdy zobaczyłam chłopaka nie potrafiłam nic powiedzieć. Czy to możliwe aby spodobał mi się człowiek który zmusza mnie do małżeństwa? To okropne. Ale tak jest.
-Jak wyobrażasz sobie nasze życie-przemówiłam w końcu. To było pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl.
-Normalnie-odparł - Ty znajdziesz sobie kochanka,ja mam już dziewczynę. Nic to nie zmieni. Nadal będziemy normalnymi ludźmi. Ale wiesz dziwnie to wygląda. Jacek jestem! W końcu musimy zwracać sie do siebie po imieniu jak dwoje zakochanych. Wiesz w kościele inaczej będą robić problemy. -podał mi rękę.
-O o o Ola jestem!- gdy podaliśmy sobie ręce poczułam coś dziwnego. Jakby prąd przeszedł po moim ciele. Niewyobrażalne uczucie.
Po chwili milczenia Jacek znowu zabrał głos.
-Posłuchaj w brew pozorom takie rozwiązanie jest odpowiednie. Nie będzie miedzy nami kłótni,problemów. Będziemy żyli jak dwoje,obcych ludzi z tym że w jedynym domu.
-Tak,tak.jasne.-Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Widać że nie chce problemów i zależy mu na dziewczynie z którą jest teraz. A ja jak teraz po poznaniu Jacka na to wszystko patrzeć wydaje mi się zupełnie inne niż na początku gdy sie o tym dowiedziałam.
Po chwili usłyszeliśmy wołanie naszych rodziców, natychmiast zeszliśmy na dół gdzie omówiliśmy wszystko dotyczące ślubu. Potem pożegnaliśmy rodzinę Nowaków.
Po tym wszystkim położyłam się spać. Jednak nie mogłam.zasnąć ponieważ w głowie ciągle miałam tego przystojnego blondyna który niedługo.zostanie moim mężem. Jednak muszę postarać się opanować. Sam powiedział iż ma dziewczynę a ten ślub to tylko kwitek. Jednak nadal nie mogę zrozumieć jak.mogłam.zakochać sie w nim. Znałam go nie spełna 4 godziny a wydawało mi się iż znałam go całe moje życie.
Rano wstałam dość wcześnie ponieważ mama uznała iż już dzisiaj pójdziemy wybrać suknie ślubną. Postanowiłam iż o pomoc w jej wybraniu poproszę paczkę koleżanek. Dla nich jak i dla mnie był to wielki szok że za 3 Msc biorę ślub ale nie dopytywały. 

Chodziliśmy już długi czas po różnych butikach. W pewnym momencie ujrzałam śnieżnobiałą długą Princessa. Od razu się w niej zakochałam. Natychmiast ją przymierzyłam. W prawdzie potrzebowała kilku przeróbek ale idealnie się nadawała. Emilia natychmiast dobrała mi do niej dodatki a Karolina buty. Wyglądałam przepięknie.
Po butiku wybraliśmy sie do sklepu z bielizną. Koleżanki wybrały kilka seksownych komplecik jednak ja wiedziałam.że nie będą mi one.potrzebne. Jacek wyraził sie jasno. Nie ma zamiaru ze mną sypiać. Mam znaleźć sobie kochanka.
*Jacek* -Rozmowa telefoniczna
-No mówię ci stary. Jest przepiękna! Jednak widać było że mnie nienawidzi. Moja rodzina zrujnowała jej życie. Na dodatek powiedziałem jej o Zośce
-Czyś ty oszalał? Laska Ci sie podoba. Macie wziąć ślub. Możecie być jako pierwsi w twojej rodzinie szczęśliwi a ty jej pier*****z o Zośce?
-Co poradzić. Rozwaliłem sprawę. Usłyszałem kroki wiec natychmiast zakończyłem rozmowę
3 miesiące później.
*Ola*
Dziś po raz trzeci będę widzieć Jacka. Serce wali mi jak oszalałe. Postanowiłam iż zdobędę Jacka. Będę walczyć. Chce aby moja rodzina wyglądała tak jak wszystkie inne. Kochający mąż,gromadka dzieci.
Spoglądam przez szklane drzwi kościoła do ołtarza właśnie zdąża Jacek wraz z świadkami. Po chwili słychać marsz Mandelsona i ruszam wraz z ojcem ku ołtarzowi. Mijam moją rodzinę,znajomych wyglądają na szczęśliwych a me serc krwawi. Wiem że nie zdobędę Jacka. Będziemy jedynie dwojgiem bliskich ale jak dalekich sobie ludzi. Jednak walczyć nikt mi nie zabroni.
*Jacek*
Od 2 miesięcy nie spotykam się już z Zosią,nie potrafiłem zasypiać u boku jednej kobiety a śnić o drugiej. Bałem się jak będzie wyglądało nasze życie ale wiedziałem że nie będę się narzucał.
Po ceremonii zaślubin udaliśmy się do sali weselnej. Podano obiad,po czym poproszono nas o pierwszy taniec. Byłem tak blisko Oli,a nie.mogłem objąć jej mocniej. Widziałem jej czerwone usta a nie mogłem jej pocałować. Czułem jej zapach a nie mogłem go wdychać.

Co ja najlepszego zrobiłem? Zmarnowałem i zniszczyłem nie tylko jej życie ale i swoje. Nigdy nie pokocham innej,nigdy nie pocałuje innej,nigdy nie obejmę innej. Zostaje mi tylko zestarzeć się w samotności.
Zabawę zakończyliśmy koło 4 nad ranem. Teraz powinna odbyć się noc poślubna jednak nie w naszym wypadku.
-Pójdę wziąć kąpiel-powiedziałem do mej żony.
-Jasne. Zajmę ten pokój po prawej. ,nie odpowiedziałem nic,tylko wziąłem ręcznik,włączyłem gorąca wodę i zażyłem relaksującą kąpiel.  Założyłem słuchawki na uszy i próbowałem chociaż ma chwilę zapomnieć o wszystkim.o całym wszechświecie. Gdy wyszedłem z łazienki Ola już spała. Otworzyłem.delikatnie drzwi prowadzące do jej.sypialni i dłuższą chwile.wpatrywałem się w śpiącą Olę. Była piękna. Jaki ja byłem głupi iż nie chciałem jej poznać wcześniej. Ja na 20-te urodziny dostałem jej adres. Mogłem tam pojechać,poznać... Ale nie! Wolałem uganiać się za Zośką. Po kilku minutach poszedłem do pokoju obok. Przyłożyłem głowę do poduszki a po chwili spałem
*Ola*
Rano wstałam dosyć zmęczona,cóż się dziwić,wesele było bajeczne. Z Jackiem prawie nie tańczyliśmy ale jednak zabawa była dobra.Postanowiłam zrobić śniadanie dla mnie i mojego męża. Jak to mówią "przez żołądek do serca. Przygotowałam gofry,tosty,jajecznicę i postanowiłam obudzić Jacka.
-Wstawaj! Śniadanie na stole! -rzuciłam w niego poduszką. Gdy się obudził był nieco zdezorientowany. Po chwili wstał a ja coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Był tak seksowny w samych bokserkach iż miałam ochotę patrzeć na niego ciągle. Jednak nie mogłam.
-Ubieraj się, a ja czekam w kuchni.! - rzekłam,wychodząc z jego sypialni.

Razem zjedliśmy śniadanie po czym przebrałam się w strój sportowy i poszłam pobiegać. Wiedziałam że ojciec Jacka dał mi miesiąc urlopu, zaś szef mojego męża 4 tygodnie wolnego. Obawiałam się co ja będę robiła sama w tym domu. Oczywiście muszę zabrać swoje rzeczy z domu rodziców,bo są już spakowane,jednak mam dużo więcej czasu do dyspozycji. 
Dzień minął nad wyraz spokojnie, przesiedziałam cały dzień w pokoju czytając książkę. dzisiaj dotarło do mnie iż nie chcę zmarnować w ten sposób całego życia. Dlatego też postanowiłam działać. Już wczoraj zauważyłam iż nie zamyka drzwi na klucz oraz zabiera ze sobą słuchawki. Poczekałam aż odetnie się od świata,przebrałam w ciuszki które koleżanki wybrały. Niestety pech chciał iż Jacek nie wszedł jeszcze do wanny.
-Ola?-zapytał zdziwiony moim widokiem tutaj. Sama zaś nie wiedziałam co zrobić.
-Cii-podeszłam do niego i namiętnie pocałowałam. Nie zbyt mi to pewnie wyszło,ponieważ był to mój pierwszy raz. Trochę to dziwne iż 20 letnia kobieta dopiero teraz pierwszy raz się całuje. Jednak tak się stało. 
Potem wszystko potoczyło się szybko i razem z Jackiem wylądowaliśmy w łóżku. Było mi naprawdę dobrze,w objęciach mojego męża. 

Wszyscy mówią iż pierwszy raz to tylko ból,jednak u mnie było zupełnie inaczej,czułam jedynie przyjemność. Pierwszy raz mogłam w ten sposób przytulić się mojego męża. Czułam się znakomicie. Zasnęła na jego torsie czując jego zapach.

*Jacek*
Było mi głupio ponieważ nie miałem zamiaru aby sprawy tak się potoczyły. To prawda kocham Olę,jednak myślę iż z jej strony to nie jest to samo co z mojej. Może chciała się tylko zabawić moimi uczuciami? 
Wstałem szybciej niż ona,ubrałem się i poszedłem do swojej sypialni. Miałem nadzieję iż Ola zapomni o tej całej sytuacji. Chciałem ją zdobyć jednak nie w taki sposób. Nie zmuszając do niczego.
Było mi głupio że nie powstrzymałem się wtedy od tego pocałunku. Przecież mogłem nie odwzajemniać tego. Ale z drugiej strony to może i Ola coś do mnie czuje? Przecież inaczej nie zakładała by tych skromnych ciuszków. Nie prawda?
Po krótkim namyśle postanowiłem iż zrobię śniadanie a po nim porozmawiam z Olą. Postanowiłem iż przygotuję omlety. Uwielbiam je przyrządzać a potem delektować się ich smakiem. Po zakończeniu etapu smażenia poszedłem po Olę aby ją obudzić. Jednak jej tam nie zastałem. Zdziwiłem się! Na stoliku znalazłem list. Chwyciłem go,jednak moje ręce były tak bezwładne że list spadł na ziemię. Jednak zebrałem się w sobie i przeczytałem go!

Uznałem iż jeszcze nie jest za późno aby ją odnaleźć. W końcu przeczytałem list najpóźniej 20 minut po jego napisaniu. Poszukałem różne sposoby wyjechania gdzieś daleko. Po chwili przypomniałem sobie iż mamy bardzo blisko domu stację kolejową. Jest nie cały kilometr od zakończenia się naszej ulicy. Ola tam musiała pójść. Pobiegłem szybko tam.
Na dworcu byłem po 10 minutach,natychmiast zacząłem rozglądać się po peronie z którego mógł odjeżdżać najbliższy pociąg.

I ujrzałem ją! Cała była zapłakana. Podszedłem do niej i mocno objąłem.
-Ja też cię kocham. Znamy się tak krótko,nic prawie o sobie nie wiemy, nie chciałem... nie wiedziałem czy ty czujesz to samo. Myślałem że to pod wpływem emocji. Jednak teraz,przez ten list -wyciągnąłem z kieszeni kartkę,pozginaną na kilka części - wiem już co czujesz
-Kocham Cię-wyszeptała

Ciąg dalszy może kiedyś nastąpi.
Kochani Liczę na wasze szczere opinie w komentarzach. Ufam iż spodobała wam się miniaturka.






niedziela, 7 maja 2017

3 III

około miesiąc później, 18.07.2016
*Ola*
Właśnie siedzę na szpitalnym krześle przed drzwiami gabinetu lekarza. Za tymi właśnie drzwiami znajduje się mój ukochany. Strasznie się boję wyników tego badania. Boję się, że usłyszę, iż Michałowi nie zostało wiele czasu. Nie chcę go stracić. Zrobiłabym wszystko, aby Michał był zdrowy. Wszystko...
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk naciskania klamki, a już po chwili przede mną stał Michał. Najpierw wydało mi się, że jest bardzo zmartwiony, ale po chwili na jego ustach zagościł uśmiech.
- I jak? - zapytałam, zrywając się z miejsca.
Obrócił się, by zamknąć drzwi, z których przed chwilą wyszedł, a potem złapał mnie za rękę.
- Chodź - pociągnął mnie w stronę wyjścia.
- Ale... Michał! Jak wyniki?
Zatrzymał się, kiedy już wyszliśmy ze szpitala. Stanął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy. Uśmiechnął się delikatnie, a jego uśmiech sprawił, że poczułam, jak robi mi się ciepło w środku.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział spokojnie. - Mój stan się poprawia. Teraz już będzie tylko lepiej.
Przytulił mnie i od razu poczułam się lepiej. Cały strach nagle zniknął. Skoro teraz ma już być tylko lepiej, to czemu miałabym się czegokolwiek obawiać? Przecież lekarz wie co mówi, nieprawdaż? Trzeba być dobrej myśli.
Koło godziny 19 pojechałam po Marka, który był u swojego kolegi. Kiedy tylko chłopiec wsiadł do auta, zaczął wypytywać o wyniki badań swojego ojca. Przekazałam mu dobrą nowinę, lecz reakcja Marka wskazywała na to, iż nie do końca wierzy w to, co mówię. A może to było tylko zaskoczenie?
Do domu wróciliśmy tuż przed 20. Tam czekała na nas miła niespodzianka. Stół zastawiony był wykwintnymi potrawami. Widać, że Michałowi poprawiło się samopoczucie po tych badaniach, skoro chciało mu się przygotowywać taką szykowną kolację.
Całą trójką zasiedliśmy do stołu. Jedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. To najpiękniejszy wieczór, który wspólnie spędziliśmy, od momentu gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Tamten dzień był wyjątkowy, a radość Michała taka ogromna, że nie potrafię tego opisać. Lecz później jego stan się pogorszył i smutek powrócił do naszego domu. A teraz... Teraz wraca do nas pogoda ducha i oby tak już zostało.
Kiedy skończyliśmy jeść, siedzieliśmy przy stole i cieszyliśmy się chwilą. W pewnym momencie Michał wstał, podszedł do mnie i wyciągnął coś z kieszeni. Uklęknął przede mną, po czym wysunął rękę, w której trzymał... pierścionek! Piękny, złoty pierścionek!
- Olu - powiedział. - Teraz już nic, nawet choroba nie zniszczy tego, co jest między nami. Czy chciałabyś... zostać moją żoną?
Uśmiechnęłam się, a z oczu wypłynęła mi malutka łza. Łza szczęścia.
- Tak - szepnęłam i wtuliłam się w jego ramiona.


Kochani już trzecie opowiadanie za nami! Cieszycie się?

niedziela, 30 kwietnia 2017

2 III

*Jacek*
Od kilku miesięcy spotykam się z Zosia, kuzynką Emilii Drawskiej. Zaczęło się to, kiedy stanąłem w obronie Zosi, gdy była przesłuchiwana w sprawie dotyczącej naszego policyjnego psychologa. Zosia chciała się odwdzięczyć i zaprosiła mnie na kawę, ale poszliśmy na kolację. Dużo wtedy rozmawialiśmy i świetne czuliśmy się w swoim towarzystwie. Zaczęliśmy spotkać się coraz częściej, aż w końcu zostaliśmy parą. Jest nam ze sobą bardzo dobrze. Oczywiście zdarzają nam się niewielkie kłótnie, ale tak jest chyba we wszystkich związkach. Kiedy pierwszy raz ujrzałem Zosię na komendzie, wydała się taką szaloną dziewczyną, która wszystko obraca w żarty i dla której liczy się tylko dobra zabawa. Teraz, gdy poznałem ją bliżej, wiem, że rzeczywiście jest ona szalona i bardzo pozytywnie nastawiona do życia, ale również dostrzegłem, iż kryje się w niej dojrzała i mądra kobieta. Potrafi doradzić i pomóc mi w trudnej sytuacji oraz wysłuchać, kiedy tego potrzebuję. Jest dla mnie wielkim wsparciem, a ja również staram się zapewnić jej poczucie ciepła i bezpieczeństwa.

22.06.2016
Na komendę dotarłem koło godziny 7:15. Od razu przebrałem się w mundur, a następnie skierowałem się do swojego pokoju. Po drodze minąłem się z Olą Wysocką - moją byłą dziewczyną. Czasami zastanawiam się, czy jeszcze coś do niej czuję, ale zaraz w myślach przywołuję Zosię i wtedy już wiem, że to ona jest osobą, której być może szukałem całe życie. Już nie potrafię wyobrazić sobie bez niej życia. Mimo że kiedyś kochałem Olę, jestem pewien, że już się z tego wyleczyłem. Poza tym ona ma swoje życie, swój świat, swoją rodzinę.

niedziela, 26 lutego 2017

1.III

Witam was po dłuższej nieobecności tutaj. Jak każdy wie mam nową pomocnicę. Którą możecie kojarzyć z innych blogów. Także nie przedłużając zapraszam do stworzonego przez nas nowego opowiadania.

--------------------------------------

*Ola*
Dziś mija rok, odkąd jestem z Michałem. Kochamy się i chcemy być razem na zawsze. Ale czy jest to możliwe? Mój partner od miesięcy boryka się z problemami. Najpierw strach o syna, później o swoje życie. Albowiem ma chore serce i jedynie przeszczep pomoże mu wyjść z tej sytuacji. Jednak to nie przeszkadza nam w byciu szczęśliwymi ludźmi i w normalnym funkcjonowaniu. Bóg obdarował nas szczęściem. Jestem w 7 tygodniu ciąży. Nie planujemy z Michałem na razie ślubu, jednak wiemy, że się kochamy i możemy na siebie liczyć.
Wiele osób nie potrafi pogodzić się z tym, iż jestem z taką osobą jak Michał. Próbowali nas rozdzielić na różne sposoby, ale nasza miłość jest na tyle silna, że przetrwała. Co prawda czasem zastanawiam się, czy nie czuję nic do Jacka - mojego dawnego chłopaka - jednak gdy tylko spojrzę na Michała, wiem, że związek z nim to dobra decyzja.
Niestety codziennie mam ten sam koszmar. Albowiem śni mi się, że Michał umiera, serce przestaje bić, Marek, jego syn, trafia do pogotowia opiekuńczego, a ja zostaje sama. Później budzę się obok mojego mężczyzny i wiem, że to tylko zły sen. Sen, który mam nadzieję nigdy się nie spełni.


22.06.2016
Wchodzę właśnie do miejsca mojej pracy. Witam się z uśmiechem ze wszystkimi. Nie chcę, aby widzieli, że coś złego się ze mną dzieje. Nie potrafię spać. Moje oczy są zaczerwienione, a pod nimi mam worki. Aby nikt nie zadawał zbędnych pytań, ukrywam to wszystko pod grubym makijażem oraz używam kropli do oczu.
Spotykam na korytarzu moją przyjaciółkę z wydziału narkotyków Karolę. Witam się z nią, po czym zauważam idącego w moim kierunku dyżurnego Jacka. Wymijam go i idę dalej do pokoju prewencyjnego.


Kochani także zaczynamy nową serię!
Chwilę temu pojawiło się opowiadanie kończące 2 serię. Teraz w nowym składzie przybywamy z III serią.
Liczymy na dużą liczbę komentarzy dających nam werwę do pisania kolejnego opka. :D

sobota, 25 lutego 2017

Ostatnie opowiadanie II seri stworzone przez Marylę.

Także w konkursie wzięła udział tylko jedna osoba. Dziękuję Ci Marylo. Niedługo dostaniesz nagrody. A teraz nie przedłużając. Zapraszam do czytania tego cuda. :D Jest naprawdę super. 

-------------------------------------------------------------------

*Emilka*
Jacek pobiegł do lekarza, nie wiedziałam o co za bardzo mu chodzi. Może znał osobę, która ma taką samą grupę krwi jak Ola... 
Po pięciu minutach zauważyłam jak w moją stronę zmierza Jacek, na jego twarzy ujrzałam uśmiech, co bardzo mnie zdziwiło. Jego dziewczyna, którą bardzo kocha walczy o życie a on się śmieje...dziwne. Gdy był już obok mnie zapytałam. 
- Gdzie ty byłeś? 
- U lekarza. 
- I co ci powiedział,  że się uśmiechasz? 
- Emilka,  Ola ma taką samą grupę krwi jak ja, mogę być dawcą. - powiedział to pełni radości. 
- Naprawdę? - byłam zdziwiona ale za razem szczęśliwa, że wszystko już będzie dobrze...tak myślałam. 
- Tak,  już pobrali ode mnie krew. Niedługo będzie operacja Oli. 
- Tak się cieszę. -lekko go przytuliłam. 
- Chodźmy do Oli. 
- A możemy? 
- Tak,  lekarz pozwolił nam się  z nią zobaczyć przed operacją. - oznajmił. 
- To co,  idziemy. - stwierdziłam. 
* Jacek*
Moje życie w końcu nabierało sensu. W końcu miałam Olę!! Jedyne to co mi potrzeba do życia. Gdy wyjechała całe życie mi się zawaliło, dopiero teraz czuję, że żyję. Teraz już nigdy nie pozwolę aby stała się jej jakaś krzywda,  jest miłością mojego życia... 
Po kilku minutach byliśmy przed salą. 
- Wiesz co,  ja jednak poczekam tutaj. - stwierdziła Emilka. 
- No dobrze. 
Emilka została a ja wszedłem. Ola miała taką bladą cerę, była taka bezbronna. Usiadłem na brzegu łóżka i złapałem jej chłodną, drobną dłoń.  Z mojego oka mimowolnie wypłynęła łza. Chciałabym aby wszystko co mi się w życiu wydarzyło od śmierci Wysockiego było tylko koszmarem, z którego zostanę obudzony. Ola,  moja kochana Oleńka, dlaczego los ją tak karze?  Najpierw śmierć jej mamy,  potem jej ojca a następnie aborcja i teraz śmierć mojej córeczki. Mojemu ojcu nigdy nie wybaczę za to co zrobił!! Zabił moje dziecko!!  Spojrzałem na Olę,  była taka bezbronna. Zacząłem do niej mówić. 
- Skarbie, słoneczko,  perełko. Wiem,  że mnie słyszysz. Nie możesz mnie zostawić, słyszysz?  Potrzebuje cię. Jesteś nam wszystkim potrzebna-z moich oczu wpłynęło coraz więcej łez.- Pamiętasz nasze początki?  Nie ufałaś mi na początku,  jednak Gdy zaprosiłem ciebie na kolację, zgodziłaś się. Byłem taki szczęśliwy. Jednak...potem myślałaś, że mam dziewczynę ale...tylko ciebie kocham. Proszę,  nie zostawiaj mnie. Jesteś potrzebna. Kochanie, kocham cię. Walcz! 
Po tych słowach zostałem wyproszony z sali,  ponieważ zabierali Olę na operację. Gdy tylko wyszedłem,  podeszła do mnie Emilka. 
- Jacek,  słuchaj muszę jechać do domu, poradzisz sobie? 
- Tak, dzięki że tu byłaś ze mną. - Trzymaj się. 
Emilka poszła a ja czekalem przed salą.  Była już druga w nocy a operacja nadal trwała. Kolejna godzina czekania. Zacząłem się niepokoić. Pół godzinę później wyszedł lekarz  i dwie pielęgniarki, patrzyli na mnie a ja na nich. Nikt nic nie mówił,  panowała grobowa cisza. Nie wytrzymałem tego dłużej. 
- Panie doktorze,  co z nią? 
- Panie Jacku...niestety ale... - przerwałem.
- Chce mi powiedzieć, że...że ona... 
- Przykro mi ale... pańska dziewczyna za kilka godzina powinna się obudzić. - uśmiechnął się przyjaźnię. A ja?  Totalnie zgłupiałem. Myślałem, że Ola nie żyje a tu proszę. 
- Ale mnie pan wystraszył. 
- Nie było żadnych powikłań. Tak jak mówiłem mniej więcej trzy godziny i powinna się obudzi. Może obudzić się też wcześniej a pan niech jedzie odpocząć. 
- Zostanę z nią. Mogę do niej wejść? 
- Proszę. 
Lekarz odszedł a ja wszedłem na sale Oli. Cieszyłem się że jest już po wszystkim. Usiadłem na łóżku i złapałem ją za dłoń,  sam nie wiem kiedy, zasnąłem.
*Narrator*
Jacek spał, gdy niespodziewanie ktoś go obudził. Podniósł głowę i bardzo się zdziwił. Był u siebie w mieszkaniu a obok niego siedziała Ola. Patrzyła na niego z niepokojem. 
- Ola?? Co ty tu robisz? 
- Jacek,  co jest?  Strasznie krzyczałeś, nie mogłam cię obudzić. 
- Ola ty...- spojrzałem na jej brzuch. Czyli, że wszystko począwszy od śmierci komendanta jest koszmarem. A Ola jest w ciąży. Byłem bardzo szczęśliwy, że to wszystko to nie prawda. Spojrzałem na Olę, na jej twarzy ujrzałem zmartwienie, mocno ją przytuliłem. 
- Kochanie, powiesz co się stało? 
- Miałem straszny koszmar, ale jest już ok. - odpowiedziałem jej. 
- Na pewno? 
- Tak, nie martw się. 
Ola się we mnie wtuliła. Poczułem ogromną ulgę. 
Rok później 
Nadal pamiętam mój okropny sen.  Z Olą jesteśmy szczęśliwi a zwłaszcza teraz gdy zostaliśmy rodzicami. Mamy córkę, Lene. Mała ma już dwa miesiące, rośnie jak na drożdżach. Dwa miesiące temu również oświadczyłem się Oli, dziś bierzemy ślub. Był to mój najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Właśnie wszedłem do mieszkania Oli, wyglądała olśniewająco. Podszedłem do niej. 
- Witaj skarbie. Wyglądasz prześlicznie. - pocałowałem ją w policzek. 
- Dziękuję. 
Gdy dostaliśmy błogosławieństwo rodziców, wyruszyliśmy w drogę do kościoła. Eskortowały nas radiowozy. Gdy byliśmy na miejscu, ja wszedłem do kościoła a Ola została ze swoim ojcem. Gdy zabrzmiały organy mój skarb.
w towarzystwie swojego ojca ruszył w moją stronę. Była taka Piękna. 
Msza nam się bardzo dłużyła. W końcu słowa przysięgi małżeńskiej. 
- Ja Jacek, biorę ciebie Aleksandro za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi do pomóż Panie Boże wszechmogący, w trójcy jedyny i wszyscy święci. 
Te same słowa powiedziała Ola. 
- Ja Aleksandra, biorę ciebie Jacku za męża i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi do pomóż Panie Boże wszechmogący w trójcy jedyny i wszyscy święci. 
Uśmiechnąłem się do mojej żony. 
Następnie nałożenie obrączek. 
- Alekandro, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen. - Jacku, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen. 
- Możecie się pocałować. - odsloniłem welon i pocałowałem mój skarb. 
Kilka godzin później bawiliśmy się na weselu. 
Rok później 
Z Olą i Lenką jesteśmy szczęśliwą rodziną. Na naszej drodze już nic nie stanęło, cieszymy się życiem. Lena i Ola to moje dwa skarby, kocham je najmocniej na świecie. Mieszkamy na przedmieściach, bardzo jesteśmy szczęśliwą rodziną.